Książka na każdy dzień. Nr 6 Dymitry Glukhowsky – „OUTPOST”.
Dmitry Glukhovsky, mistrz wizji postapokaliptycznego świata, powszechnie uwielbianego cyklu „Metro…”, który bez ogródek i pudrowania piętnuje „rosyjski carat” niezależnie od jego koloru i sztandarów powiewających w imię dyktatury. Na zawsze w pamięci pozostanie mi obraz (Metro 2033) pulsujących, czerwienią gwiazd na wieżach Kremla, które mimo i wbrew atomowej pożodze przetrwały, górując i odciskając piętno na ocalałych. Glukhovsky przytłacza czytelnika ciężarem tych gwiazd, które według pisarza wpisane są w pentagram i stanowiąc esencję zła napiętnowały całe pokolenia Rosjan.
„Outpost” to inna, choć równie mroczna, przerażająca wizja świata i studium jednostek mierzących się w beznadziejnej walce o przetrwanie. Świat bohaterów powieści jest surowy, zniszczony, napiętnowany wojną i strachem, którego nie sposób odgadnąć.
Jakaś graniczna placówka, widmo głodu, przejmujący strach, surowość przypominająca bardziej opisy łagrów niż wsi/miasteczek, do tego zatopiona w trujących oparach graniczna rzeka Wołga, pilnie strzegąca tajemnicy; co znajduje się za nią.
„Outpost” to przejmująca wizja świata niekończącej się wojny, broni NLP, caratu dominującego i niezaspokojonego w rządzy władzy i gdzieś tam Glukhovsky buduje losy bohaterki powieści, która uparcie i niezmordowanie walczy o siebie i finalnie o przetrwanie zwykłych, przeciętnych ludzi. Świat „Outpostu” rozrasta się i przytłacza z każdą stroną i nie mieszcząc się w ramach jednej powieści prowadzi wprost do „Outpost2”, by na jej stronach eksplodować niesamowitym finałem, który mrozi krew w żyłach.
Nie wolno po niej pływać – nawet barkami o żelaznych
burtach. Kto odpływał w dół rzeki, nigdy nie wracał. I nikt nigdy
nie dopłynął do mostu jej górnym odcinkiem.
Dlatego też rzeka nie potrzebuje teraz żadnej nazwy. Rzeka to rzeka.
Moje egzemplarze pochodzą z Wydawnictwa Insignis Media z roku 2019.