ZycieStolicy.com.pl

Koniec Michnikowszczyzny! O tym jak Adam Michnik traci moc sprawczą

Bardzo długo myślałem nad nazwaniem niniejszego tekstu i jego konstrukcją. Problem pojawił się nie dlatego, że zamierzałem napisać coś odkrywczego, ale właśnie dlatego, iż temat był już podejmowany wielokrotnie. Robiło to dziesiątki wybitnych publicystów, funkcjonujących w przestrzeni medialnej od dekad. Pierwsza idea jaka mi zaświtała brzmiała „Zmierzch bóstwa”, ale gdzieś z tyłu głowy uruchomił się dzwonek z napisem „plagiat”. Kolejna, bardziej wysublimowana, oscylowała w okolicach „Odejścia starego mistrza”. I ta fraza jest zarezerwowana raczej dla pięściarzy, a nie dla redaktorów naczelnych potężnych gazet. Samemu bohaterowi Adamowi Michnikowi – bo o nim właśnie mowa – do takiego Mikea Tysona daleko. Chociaż na nadwiślańskim podwórku dziennikarsko-publicystycznym panował on niepodzielnie przez dziesięciolecia. To jednak umówmy się Tyson z niego żaden. Między innymi jego twarz nie zdobi marki popularnych napojów energetycznych.

Kombinowałem dobrych kilka dni i niestety niewiele z tego wyszło, więc w celu zachowania uczciwości felietonistycznej już na wstępie przyznaję, że artykuł ma tytuł nawiązujący do pewnej książki. W redakcji kombinowaliśmy czy może tytuł „Tytuł problematyczny” nie byłby ostatecznie najlepszym wyborem. Wszak stare porzekadło mówi, że tytuł jest nieważny, gdy pisze się o wielkiej postaci. Tu jednak nastąpiła konsternacja. Moi koledzy (razem ze mną) nie zgodzili się jakoby wszystkie elementy porzekadła zostały wypełnione. Nie przeciągając moich marudzeń zdecydowaliśmy się na „Koniec michnikowszczyzny”, który najlepiej oddaje poczynione obserwacje Wodza.

Tytuł redaktorski

W przeszłości wystarczył pojedynczy artykuł w Gazecie Wyborczej aby rozniecić płomień afery politycznej.

Za to „tytuł problematyczny” dzierży Pan Adam, gdy nazywany jest redaktorem naczelnym „Gazety Wyborczej”. Nie twierdzę, iż Michnik nim nie jest, ale twierdzę, że to zdecydowanie zbyt ubogie i daleko odbiegające od rzeczywistości określenie. Osobiście uważam Adama Michnika za postać złożoną, potężną, niejednoznaczną i skomplikowaną. Człowieka wybuchowego, który kazał „odpieprzyć się od generała” – architekta stanu wojennego. Człowieka tracącego poczucie rzeczywistości, nazywającego „głupim chamem” młokosa każącego mu „pozdrowić brata”. Mowa o zdarzeniu, które miało miejsce podczas jednego ze spotkań środowiskowych.

Czy młody człowiek, przeszkadzający Michnikowi w przemowie i przywołujący postać Stefana Michnika, sędziego oskarżanego o zbrodnie stalinowskie, zachował się właściwie? Nie, nie zachował się właściwie. Zachował się wręcz głupio, ale to nie dawało słynnemu naczelnikowi… przepraszam naczelnemu permisji do określania go w taki sposób. Jeśli ktoś chce zbić moje poprzednie twierdzenie i ripostować, że zachowanie było podyktowane jedynie złymi emocjami, to ja wspomnę inne zdarzenie, gdzie o negatywnych odczuciach nie mogło być mowy.

Trafić „jak Michnik zakonnicą”

Michnik Order Orła Białego

Bronisław Komorowski i Adam Michnik podczas wręczenia Orderu Orła Białego Redaktorowi Naczelnemu Gazety Wyborczej. Źródło: Wiki Commons.

Nie mogło być mowy o jakiejkolwiek presji wywieranej na Adama Michnika, kiedy w poniedziałek, 5 stycznia 2015 r., wygłosił swoją słynną mowę o ciężarnej zakonnicy. Tak chodzi o tę zakonnicę potrąconą na pasach przez Bronisława Komorowskiego, będącego dodatkowo pod wpływem alkoholu. Pan Michnik był wówczas gościem Tomasza Lisa, żurnalisty nazwanego przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego „arystokracją dziennikarską”. Zatem z wielką dozą prawdopodobieństwa należy założyć, że istniała mocna nić porozumienia pomiędzy toczącymi dyskurs dziennikarzami. Dowodem niech będzie rozbawienie widoczne na twarzy Pana Tomasza, gdy wyobraził sobie opisane przez Michnika nieszczęście. Zaiste wizja pokiereszowanej kobiety, ofiary wypadku drogowego, rozbawia zapewne tylko szczególne umysły. To umysły myślące w sposób bardzo nietuzinkowy i specyficzny – umysły certyfikowane przez byłych satrapów.  Gotowych wysłać czołgi do kopalni jedynie po to, aby utrzymać władzę. Czyż biorąc pod uwagę powyższy opis otoczenia w jakim znalazł się nasz bohater można choć przez chwilę pomyśleć o nieopatrznym wypowiedzeniu kilku niepotrzebnych słów? Ja powyższą tezę zdecydowanie odrzucam.

Obcy człowiek a ma serce…???

Zdecydowanie odrzucam również tezę, iż Michnik jest całkowicie nieczuły na ludzkie cierpienie. Pytacie Państwo na czym opieram swoje zdanie? Ano twierdzę tak na podstawie żalu jaki został wyrażony przez żurnalistów „Gazety Wyborczej” po śmierci Piotra Szczęsnego, „zwykłego szarego człowieka”, który dokonał aktu samozagłady jesienią roku 2017. Nie da się ukryć, iż sprawa była szeroko komentowana na łamach pisma i wszystkie jego pióra spójnie ubolewały nad straszliwą tragedią. Podobnie rzecz wyglądała po brutalnym zabójstwie włodarza Gdańska, Pawła Adamowicza. Wszyscy ludzie, zrzeszeni pod sztandarem „czerwonego prostokąta”, komentowali sprawę w tym samym tonie i nie wychwyciłem ani jednego głosu sprawę bagatelizującego. Czy byłem tym zadziwiony? Ależ skąd! Podobnych reakcji się spodziewałem i na podobne liczyłem, gdyż pod koniec drugiej dekady XXI w. każde inne byłyby przynajmniej kontrowersyjne.

„Świat według Adasia”

Przynajmniej kontrowersyjne były myśli jakie zalęgły się w moim podstępnym mózgu. Było to wtedy, gdy po raz kolejny starałem się przeanalizować sposób postrzegania świata przez Adama Michnika. Trudno mi ukryć, że wydobywając z zakamarków pamięci wyimaginowaną kraksę prezydenta Komorowskiego, gdzie jedyną poszkodowaną miałaby być brzemienna kobieta. Nakładając rozbawienie jej autora oraz całego audytorium, poczułem się nagle nieswojo. Jakie procesy zaszły wówczas w głowie człowieka, który nakreślił obraz tak makabryczny? Jak pogodzić żartowanie z jednego nieszczęścia, nawet teoretycznego, z ubolewaniem nad kolejnymi dwoma? Ja prostego rozwiązania nie znajduję.

Moc w nim osłabła

Publikacja materiału dot. taśm Jarosława Kaczyńskiego miała wstrząsnąć rządem M. Morawieckiego. Zamiast tego obnażyła słabość Gazety Wyborczej.

Daleki jestem od posądzenia Michnika o bezgraniczny cynizm i próby wplecenia życia ludzkiego w walkę o władzę. Równocześnie daleki jestem od nazwania go tylko i wyłącznie obiektywnym redaktorem naczelnym. Należy też powiedzieć jasno, że moc jaką posiadał swego czasu. Wszak był wielkim sumieniem polityków. Jedno zdanie napisane przez niego miało moc sprawczą odwoływania i powoływania premierów. Był to czas, gdy cały naród dziennikarski czekał na jego zdanie. Niestety dla niego „moc” w nim znacznie osłabła i żadne publikacje o Jarosławie Kaczyńskim, jako człeku potwornie majętnym, obozowi rządzącemu nie zaszkodzą. I nie chodzi o to kto jest rzeczywistym autorem publikacji. Ważne, że strażnik starego ładu powoli przesuwa się do cienia, ale wciąż próbuje być aktywny i pozostać w grze. Jak zatem określić go najtrafniej? Sprawa pozostaje otwarta, rozstrzygnięcie pozostawiam Czytelnikom.

Howgh!

Exit mobile version