Tramwaj nr 2 jadący z Młocin na Nowodwory mimo, że jego trasa jest stosunkowo krótka jest ostatnio bardzo obleganą linią. Dostajemy sygnały, że oprócz tego, że na przystankach tworzą się kolejki pasażerów oczekujących na przejazd, to jak się okazuje mogłoby się wydawać, że kultura ich nie obowiązuje.
Pasażerowie rzucają się na wolne miejsca siedzące w pojeździe, przepychając się w drzwiach i nie przepuszczajac innych.
Problem się powiększył wraz z przedłużeniem trasy do Nowodworów w lutym 2017. Wtedy znacznie wzrosło nagromadzenie pasażerów, co odczuwalne jest szczególnie w porannych i popołudniowych godzinach szczytu. Obiecywano wówczas kursy co 2-3 minuty, by tłok rozładować. W praktyce, często tramwaje jeżdżą „stadami”, co skutkuje oczekiwaniem nie dwie, a np. siedem minut. Rano te kilka minut robi różnicę. Gdy dojedziemy do metra, tramwaj trzeba szybko opuścić. Pierwsi pasażerowie do niego wchodzą, zanim ostatni zdążą wysiąść. W drzwiach zdarzają się przepychanki.
– Jeżdżę po całej Warszawie, ale takie napieranie na drzwi tramwaju jak na Młocinach, widziałem tylko pod Dworcem Wileńskim. Wszędzie indziej ludzie jakoś potrafią poczekać – komentuje internauta.
Mieszkańcy Białołęki jednak milej wspominają poprzedni rodzaj transportu publicznego. Woleli jeździć autobusami, które zniknęły wraz z pojawieniem się tramwaju.
TRAMWAJ, BIAŁOŁĘKA, WARSZAWA, ZTM, MIESZKANCY BIAŁOŁEKI, TRAMWAJ NR 2. LINIA TRAMWAJOWA