Kogoś brak w kolejce po kasę za Lewego,
Robert Lewandowski spełnił swoje marzenie i po dwunastu latach (gry) w Bundeslidze przeszedł do FC Barcelona. Oglądałem jego debiut w ekipie Dumy Katalonii, w towarzyskim meczu z Realem Madryt rozegranym w Las Vegas (1:0). Polak grał tylko pierwszą połowę i gola nie strzelił, to jednak podobało mi się jego postawa. Szukał gry, cofał się po piłkę.Raz ładnie szarpnął od środka boiska, wpadł w pole karne i walnął, ale bramkarz „Królewskich” sparował futbolówkę. Co mi się rzuciło w oczy – po każdym zagraniu, strzale, nawet niecelnym podbiegali do Lewego koledzy z drużyny i „przybijali z nim piątki”, klepali po plecach. Tymi dowodami wsparcia pokazywali, jak bardzo na niego liczą i jak bardzo Robert jest tej drużynie potrzebny.
Z zamiany Monachium na Barcelonę cieszy się piłkarz, szczęśliwa jest rodzina, bo wiadomo – lepiej jest mieszkać w słonecznej Katalonii – kolorowej, pełnej uśmiechniętych i cieszących się z życia ludzi niż w Monachium, gdzie główną i najbardziej wyczekiwaną atrakcją jest October Fest, czyli „dojenie” piwa na umór.
Po przejściu kapitana reprezentacji Polski do Barcy, ręce zacierają w zasadzie wszyscy, którym cokolwiek z tego transferu może skapnąć. Od Bayernu, który za blisko 34 letniego piłkarza, któremu już bliżej jak dalej do końca kariery, skasował 45 milionów euro, plus bonusy jakie wpłyną do kasy Bawarczyków po ewentualnych sukcesach Lewego w Hiszpanii, po nikomu w Europie nieznaną Varsovię.
Tak! Pierwszy klub nowego gwiazdora Barcelony i wszystkie inne polskie kluby, w których grał, nawet Legia, która pokazała Lewemu drzwi, zgarną przy okazji jego wykupienia z Niemiec przez Barcę górę pieniędzy. Chociaż akurat Legii te pieniądze się należą, jak kwiaty teściowej na Dzień Matki…
Ale cóż, przepis to przepis. Wynik wprowadzonego przez FIFA kilka lat temu Solidarity Contribution, czyli zapisu o przekazaniu pięciu procent wartości transferu do klubów, w których obecny gwiazdor uczył się piłkarskiego rzemiosła od 12 do 23 roku życia. I tak Varsovia, czyli klub, w którym wykluł się wielki talent przyszłego asa futbolu, dostanie 2,9 miliona złotych, Delta Warszawa 560 tysięcy złotych, Legia – 1,2 mln zł (ha, ha, ha????? jeżeli to ma być opiniotwórczy tekst, ha-ha-ha lepiej usunąć), Znicz Pruszków 2,3 mln, Lech 2,3 mln zł i tyle samo Borussia Dortmund.
Ciekawi mnie, czy Światowa Federacja Piłkarska będzie monitorować na co ta furmanka pieniędzy zostanie przez poszczególne kluby wydana. Dziś, zanim pieniądze znajdą się na kontach kolejnych drużyn Lewandowskiego padają pięknie brzmiące frazesy – ile to zostanie przeznaczone na znalezienie i wyszkolenie następców Roberta. A jak będzie naprawdę? O tym wiedzą już tylko sami zainteresowani, czyli ci, którzy ustawili się w kolejce po kasę.
W tym wszystkim frapuje mnie jeszcze jedno. A co z trenerami, którzy uwierzyli w możliwości Lewego? Rozbitego psychicznie, wracającego do piłki po poważnej kontuzji, żyjącego w poczuciu niesprawiedliwości, choćby w kontekście Legii, w której usłyszał – Lewy, tam są drzwi…
I tu przychodzi mi na myśl przede wszystkim nazwisko Andrzeja Blachy, wtedy trenera Znicza. W lipcu 2006 roku uwierzył w umiejętności załamanego, chudego chłopaka, w którego oczach dostrzegł pasję. Blacha postawił sobie za punkt honoru przywrócenie Roberta do formy fizycznej i równowagi psychicznej.
Wiele rozmawiali, do tego dochodziła indywidualna praca w nadrobieniu zaległości w przygotowaniu mentalnym, również motorycznym. Można śmiało powiedzieć, że szesnaście lat temu, to trener Blacha przywrócił Lewego do życia, uczył jak się zastawiać w polu karnym, grać tyłem do bramki. I choćby za to powinien zostać nagrodzony. Tym bardziej, że dzisiaj szkoleniowcowi się nie przelewa. Zamieszany w aferę korupcyjną ma – jako jeden z niewielu – dożywotni zakaz pracy w futbolu, mimo że bardziej umoczeni w handlu meczami, aktualnie błyszczą jako eksperci telewizyjni, a nawet chwalą się swoimi CV, a zwłaszcza wpisami, że pracowali w reprezentacji Polski.
Blacha nie może nic. W wieku nieco ponad 30 lat został skazany na wieczne zesłanie. Od 15 lat jest w środowisku pariasem za to, że jako młody chłopak dał się omamić wizją pracy w sztabie trenerskim zespołu Ekstraklasy. I robił za kuriera cwańszych i bardziej ostrożnych przełożonych. A potem prawie rocznym aresztem zapłacił za to, że nikogo nie wydał.
Blacha ma świadomość swojej winy, szczerze żałuje i jeśli jest choćby promil prawdy w powiedzeniu, że każdy zasługuje na drugą szansę, to nie znam nikogo, kto zasługiwałby na nią bardziej. Uważam, że pozwolenie Andrzejowi Blasze na powrót do piłki byłoby dla niego najlepszym podziękowaniem za to co zrobił dla RL9 i dla polskiej piłki nożnej. Trener zrozumiał swoje błędy, poznał smak odrzucenia. Jestem pewien, że gdyby wrócił, będzie zawsze wyważony, obiektywny, mądrzejszy i z pewnnością bardziej uczciwy od tych wszystkich mądrych piłkarskich głów, które pozują na świętszych od papieża.
Piotr Radomski