Komuniści rządzący Związkiem Sowieckim i ich kolaboranci zawiadujący w tzw. demoludach, w tym w „Polsce Ludowej”, byli przekonani o wielkiej roli spisków, spiskowców i agentury, zwłaszcza agentury imperialistycznej. Zapewne dlatego, że w czasie I wojny światowej tajne służby Niemiec w zaplombowanym wagonie wysłały na wschód Lenina i jego towarzyszy i w następstwie tego spisku bolszewicy dokonali w Rosji przewrotu i zdobyli władzę. W każdym razie pozycja i rola „organów bezpieczeństwa”, sieci różnych mniej i bardziej tajnych „współpracowników” bezpieki była w komunistycznych państwach ogromna, wydawano na to wiele pieniędzy, obsypywano uboli awansami i medalami, wynagradzano kapusiów. Towarzysze byli przekonani, że dzięki temu władzy nigdy nie oddadzą – jak zapewniał Władysław Gomułka „pierwszy sekretarz” PPZR.
Inny pierwszy sekretarz Edward Gierek podał, iż w czasie strajku w 1980 r. ówczesny minister spraw wewnętrznych Stanisław Kowalczyk przekonywał kierownictwo PZPR, że sytuacja jest pod kontrolą, bo przywódca buntu Wałęsa jest „jego człowiekiem”, czyli agentem SB. Zapewniał, że będzie można sterować buntem i panowanie komunistów nad Polską nie jest zagrożone. Dziś wiemy, że bezpieka miała w „Solidarności” i wśród opozycjonistów agentów co niemiara. Można by powiedzieć miała – i klapa, PRL padł. No, nie do końca!
Agentura okazała się bardzo przydatna, gdy komunistyczna władza musiała znaleźć jakieś wyjście w obliczu grożącego krachu, a wraz tym oddalić możliwą dekomunizację i lustrację życiorysów. Dzięki różnym użytecznym durniom sterowanym przez agentów Czesława Kiszczaka doszło przecież do Okrągłego Stołu, komunistyczni zbrodniarze uniknęli kar, uczestnicy władzy PRL bezpiecznie schronili się w „państwie prawa” zachowując wykradziony państwu majątek.
Lech Wałęsa też dobrze na tym wyszedł. Laureat pokojowej nagrody Nobla, noszony na rękach przez ludzi, wielbiony przez miliony Polaków, symbol polskiego protestu dla zagranicy. To jednak minęło, dziś Polacy z każdą kolejną wypowiedzią „Lecha” dziwią się, jak mogli kogoś o takich marnych kwalifikacjach umysłowych uznać za swego przywódcę?
Mamy powiedzenie: można raz oszukać wszystkich, można oszukiwać kogoś przez cały czas, ale nie można oszukiwać wszystkich przez cały czas. Wałęsa był ochraniany tak, aby prawda kim jest nie dotarła do ludzi. Jednak obdarzony silnym ego, które po Okrągłym Stole spuchło w nim niebywale, w pewnym momencie zabiegając o własne interesy podjął „wojnę na górze”, wszedł w konflikt z tymi, którzy go dotąd chronili. Nie zrozumiał na czas, że powinien usunąć się na rzecz Mazowieckiego i Geremka, został nawet prezydentem i… okazało się, że jest marną postacią.
„Gazeta Wyborcza” pisała o nim, że to płynący na fali antysemickiej fobii dyktator, bolszewik, pijany ojciec bijący żonę, zagrożenie dla demokracji i jej groteskowa karykatura, ten co zniszczył „Solidarność”, podobny do Lenina i Stalina. „Wałęsa jest nieprzewidywalny. Wałęsa jest nieodpowiedzialny. Jest też niereformowalny. I jest niekompetentny” – grzmiał redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” Adam Michnik.
Wszystko wskazuje, że dziś Wałęsa zrozumiał „jakie jest jego miejsce w szyku”, usiłuje mówić i zachowywać się tak, jak tego oczekują właściciele „porozumienia” okrągłostołowego, ale „mleko rozlało się”, dziś Wałęsa w groteskowym trykocie z literami OTUA nie zgromadzi milionów dla obalenia rządów PiS. Drugi raz nie można oszukać wszystkich!
Jak wiadomo życie nie znosi próżni. Wicemarszałek Senatu Michał Kamiński (teraz PSL) przekonywał w programie „Jeden na jeden” TVN24, iż „wszyscy liderzy opozycji, w tym Borys Budka” zgodzili się, że ustawa o wyborach prezydenckich wejdzie w życie 6 sierpnia, czyli w dniu, gdy zakończy się kadencja prezydenta Dudy. Wtedy na fotelu prezydenta ma zasiąść marszałek Senatu Tomasz Grodzki, który ze swej strony potwierdza, że jest na to gotów. Liderzy opozycji wydają się lekko skonfundowani rewelacjami Kamińskiego, ale on daje „najświętsze słowo honoru”, że jest to wszystko uzgodnione i zaaprobowane przez tych liderów. Pojawiły się zresztą głosy prawników (Ewa Łętowska), że marszałek Grodzki jako prezydent to dobre i zgodne z konstytucją rozwiązanie. Chodzi wszak o odsunięcie Zjednoczonej Prawicy od rządów – zajęcie urzędu prezydenta przez Grodzkiego byłoby istotnym krokiem na drodze do tego celu.
Marszałek Grodzki różni od przewodniczącego Wałęsy, nie tylko poziomem umysłowym i brakiem kwalifikacji na lidera tłumów, nie ma też Wałęsowego sprytu, który jak wiadomo zastępuje rozum temu, który go nie ma zbyt wiele. Jednak przeciwnikom Zjednoczonej Prawicy nie jest potrzebny sprytny trybun ludowy, potrzebny jest medialny „autorytet”, przydatny w grach i kombinacjach zakulisowych, firmujący koncepcje utrudniające życie znienawidzonemu „Kaczorowi”.
Tomasz Grodzki już dowiódł, że świetnie nadaje się do takiej roli. Ale jest też coś, co upodabnia go do Wałęsy – silnie rozwinięty egotyzm. Mamy zaborczą autopromocję marszałka, nachalne zwracanie na siebie uwagi, a do tego zachowania aroganckie, krytykę odbieraną jako atak, zniewagę lub poniżenie. Egotyzm słusznie nazywany jest królową ludzkich wad. Usłyszeliśmy z ust Grodzkiego, że gdyby objął urząd prezydenta, to „majestat Rzeczpospolitej absolutnie by na tym nie ucierpiał”.
Marszałek Grodzki odczuwa silny wewnętrzny mus, aby zabłysnąć firmując walkę z PiS.
Rozegranie sprawy tak, aby obalić rządy Zjednoczone Prawicy nie ryzykując w wyborach, gdy trudno jest odnieść zwycięstwo, używając do tego Tomasza Grodzkiego, jest dla antyPiSu nęcącą perspektywą. Dostrzegają to i doceniają zwolennicy totalnej opozycji z tytułami profesorskimi wypowiadający się w mediach społecznościowych. Gdyby więc do obalenia rządu Zjednoczonej Prawicy doszło za przyczyną marszałka Senatu, to zapewne byłoby też zgłoszenie go do pokojowej nagrody Nobla na wzór Wałęsy. Opozycja ciągle oskarża PiS, że jest on jakąś kopią PRL. Można wyobrazić jak jakaś celebrytka teraz powtarza słowa Joanny Szczepkowskiej o końcu komunizmu, zwłaszcza, że dziś Szczepkowska mówi: „Trzeba odsunąć PiS od władzy”.
Filozof Georg Hegel uważał, że w historii różne zdarzenia powtarzają się, co Karol Marks skomentował, że to co było dramatem powtarza się jako farsa. Dla wielu Polaków ujawnienie prawdziwego życiorysu Wałęsy były często osobistym dramatem. Kiedy Tomasz Grodzki został marszałkiem Senatu tryumfalnie podniósł ręce robiąc palcami znak V. Zmałpował znany gest Tadeusza Mazowieckiego, gdy ten został premierem. To upewnia w przekonaniu, że tym razem powtórka z historii nie będzie niczym poważnym.