ZycieStolicy.com.pl

Jak bezdomni w Warszawie kłusują na dziki!

Bezdomni na Czerniakowie koczujący tuż przy Trasie Siekierkowskiej kłusują i najpewniej jedzą schwytane w prymitywne pułapki dziki! Jak to robią? Wykopują głębokie doły, które zagrażają także ludziom. Zwierzę, które wpadnie w taki dół umiera w męczarniach. Jeżeli ma szczęście jest bite gałęziami do śmierci. Jeżeli ma pecha dusi się dławiąc mieszaniną błota i wód gruntowych. Wszystko dzieje się na niezagospodarowanym gruncie kilometr od siedziby Gazety Wyborczej i 600 metrów od Góry Powstańców Warszawy. Na tym samym terenie wybuchł niedawno pożar, który gasiły 4 zastępy straży pożarnej.

Czerniakowski Czarnobyl

Gdzie dochodzi do tych dramatycznych scen? Dokładnie na terenie otulanym Trasą Siekierkowską i ulicą Czerniakowską, nieopodal Jeziorka Czerniakowskiego. Jest to teren, który od około 20 lat nie może doczekać się planu zagospodarowania przestrzennego. Z dziwnych i nieznanych przyczyn warszawski samorząd nie chce lub nie potrafi uregulować stanu tego terenu. W efekcie dzieją się tam dantejskie sceny.

„W ciągu dnia jeszcze jest znośnie. Ale wieczorami jest tu strasznie. [bezdomni] Palą kable, piją alkohol, biją się i hałasują.”.

Opowiada Anna mieszkanka okolicy, która przyznaje, że boi się spacerować tamtędy z psem. Rzeczywiście krajobraz jest przerażający. Nielegalne wysypiska leków. Sterty śmieci, butelek, kabli, sprzętu elektronicznego, nawet strzykawek i żyletek. Do tego sceneria jak z Czarnobyla. Dziesiątki rur od odkurzacza na drzewach. Garnki z wodą stojące w paleniskach złożonych z kabli i gałęzi. Temu miejscu bliżej do scenerii filmu post-apo niż Warszawy.

dziki 7

Właściciele terenów nie mają w zasadzie możliwości kontroli tego co dzieje się na ich własności. W większości to starsze osoby, które odziedziczyły kawałek pola, po swoich przodkach. Kilka lat temu był to teren niekojarzący się z Warszawą. Obecnie nieruchomości rolne o potężnym potencjale. Co z tego, skoro są niemal zajęte obecnie przez bezdomnych. Dodajmy bezdomnych którzy nie szanują środowiska, z którego korzystają. Paleniska po kablach, sterty butelek to ich dzieło. Jak wynika z informacji, które uzyskaliśmy od Referatu Prasowego Straży Miejskiej m. st. Warszawy w ciągu ostatniego roku na wskazanym terenie było aż 15 zgłoszeń dotyczących osób bezdomnych.

Miejska dżungla

W takich warunkach prowadzone jest polowanie a w zasadzie kłusownictwo na dziki i bażanty. Jak wygląda taka pułapka? To w zasadzie dół wykopany w gliniastej ziemi. Podmyty wodami gruntowymi. Dół jest przykryty plandeką, która wisi na gałęziach. Plandeka jest przysypana ziemią, aby nie odróżniała się od gruntu. Wyobraźcie sobie dzika, który wpada do takiego dołu i godzinami walczy o życie w błocie i wodzie, po czym w męczarni tonie. Takie pułapki są też groźne dla ludzi! Pułapka, na którą trafiliśmy miała głębokość ok. 165-170 cm. Tuż obok niej znajdowały się łopaty, którymi najpewniej ją wykopano. Sam dół znajdował się w pobliżu ścieżki, którą poruszają się dziki.

Miejsce jej ulokowania nie pozostawia wątpliwości, że jest to pułapka zastawiona właśnie na dziki. Przedstawiciele lasów miejskich przyznają, że głęboki dół to jedna z form pułapek na dziki. A polować jest na co. Tylko na jednej działce było aż 8 tzw. barłogów, czyli legowisk, gdzie samice dzików rodzą młode dziki. W okolicy są też bażanty na które zastawiane są pułapki. I wszystko kilkaset metrów od terenów zurbanizowanych.

Dzików jest tam sporo, jak w całej Warszawie. Tylko w bieżącym roku na terenie Warszawy znaleziono 60 padłych dzików. W co czwartym wykryto obecność ASF.

„Zwłoki padłego na ASF dzika stanowią materiał zakaźny przez ok. 6 m-cy (duży wpływ na przeżywalność wirusa ma temperatura otoczenia). Zwierzęta padlinożerne mogą stanowić ryzyko rozprzestrzenienia wirusa ASF w środowisku przez rozwlekanie szczątków chorych dzików. Inspekcja Weterynaryjna we współpracy z Lasami Miejskimi Warszawa, Strażą miejską, Policją, Strażą pożarną prowadzi cykliczne akcje polegające na przeszukiwaniu miejsc bytowania dzików na terenie miasta celem eliminacji padłych zwierząt ze środowiska, a co za tym idzie eliminując potencjalny materiał zakaźny.”

– Twierdzi Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Warszawie.  

Według Straży Miejskiej w ostatnim roku na czerniakowskich nieużytkach był 10 zgłoszeń dotyczących truchła zwierząt, m. in. Borsuka, psów, kota, ptaka.

Bestialstwo do granic możliwości

Jest zasadnicza różnica pomiędzy szybką śmiercią z rąk myśliwego w ramach odławiania a śmiercią w błotnistym dole. Śmiercią błyskawiczną i taką, która może trwać kilkanaście godzin. Dół jest tak skonstruowany, że nawet dla człowieka wyjście z niego byłoby czymś trudnym. Bywa, że do takich dołów wpadają warchlaki, czyli młode dzików. Zdezorientowane lochy potrafią godzinami walczyć o to, aby ich potomek przeżył. Często warchlaki giną przygniecione lochami, które wpadają na nie do takiego dołu. Gdy dzik jest silny i nie ginie szybko, jest zwyczajnie „tłuczony” do granic wytrzymałości, aby ostatecznie umrzeć. Dzik to ciężkie kilogramy mięsa. Nic więc dziwnego, że bezdomni zainteresowali się tą formą pożywienia. Wystarczy wykopać dół a dzik prędzej czy później w niego wpadnie. Niestety to wszystko dzieje się w Warszawie XXI wieku.

Zagrożenie ASF

Okazuje się, że kłusownictwo i takie bezrefleksyjne spożywanie dzików przez bezdomnych ma też inne aspekty niż humanitarne zabijanie zwierząt. Jednym z nich jest zagrożenie dla życia i zdrowia tych ludzi. Dziczyzna ma w sobie dużą ilość pasożytów. Bezdomni z Czerniakowa jedząc nawet upieczone mięso dzików przyjmują te pasożyty. Co więcej resztki dziczyzny jedzą ptaki, psy, koty które tylko roznoszą dalej te pasożyty. Najpoważniejsze zagrożenie wynika z faktu, że dziki przenoszą Afrykański Pomór Świń czyli ASF. Tej choroby nie można wyeliminować poprzez obróbkę cieplną mięsa. Choroba niegroźna dla nas stanowi poważny kłopot dla hodowców trzody. Resztki tuszy dzika są spożywane przez ptaki, gryzonie, lisy, dzikie psy i koty, również psy mające swoich właścicieli mogą konsumować mięso z ASF. I chociaż ASF nie stanowi zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi to jest przyczyną olbrzymich strat materialnych.

Niemoc stołecznego ratusza?

Na stronie ratusza widnieje informacja o ponownym wyłożeniu do publicznego wglądu projektu miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego Czerniakowa Południowego. Ponowne oznacza w tym wypadku, że trwa to już ponad 20 lat. Jak twierdzi stołeczny ratusz:

„Pierwszy projekt planu Czerniakowa Południowego powstał ok. 2009 r. W trakcie pracy nad nim Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska zaczął sporządzać plan ochrony Jeziorka Czerniakowskiego. Spowodowało to czasowe wstrzymanie prac nad planem miejscowym. Należało bowiem poczekać na zarządzenie w sprawie ustanowienia planu ochrony dla rezerwatu przyrody „Jeziorko Czerniakowskie”. Dopiero wtedy można było uwzględnić jego ustalenia w projekcie planu rejonu Czerniakowa Południowego.”

Wiele wątpliwości budzi sam plan. W skrócie jest przygotowany tak, że nie gwarantuje, iż bezdomni przestaną kłusować. Właściciele gruntów na tym terenie obawiają się jeszcze kwestii odpowiedzialności za cudze działania np. w wypadku zaprószenia ognia lub innej działalności. Pozostanie otwarty teren o powierzchni 2 ha, do którego najpewniej przeniosą się bezdomni.

Podobna sytuacja odmienne prawa

Część nieruchomości oznaczona jest jako zieleń parkowa wewnętrzna a część jako zieleń parkowa. Jaka jest różnica? A no taka, że zieleń parkowa wewnętrzna może zostać ogrodzona przez właściciela nieruchomości. Zieleń parkowa już nie i musi być ogólnodostępna. No i co w tym złego zapytacie? Nic gdyby nie fakt, że tereny oznaczone jako zieleń parkowa wewnętrzna należą do dwóch dużych warszawskich deweloperów. Natomiast teren oznaczony jako zwykła zieleń parkowa, czyli ta która nie może zostać ogrodzona, należy do osób fizycznych…

Właściciele z którymi udało nam się skontaktować i porozmawiać twierdzą, że obawiają się, że pozostawienie ich terenu jako zwykła zieleń parkowa będzie sprzyjała się przenoszeniu bezdomnych zachowujących się w patologiczny sposób na teren, za który ponoszą odpowiedzialność. I nie należy postrzegać ich stanowiska jako chęć ogrodzenia zieleni. Ponieważ ten teren to i tak ich prywatna własność chętnie pozostawiliby teren jako otwarty przy zachowaniu zasad równego traktowania ich sytuacji i sytuacji deweloperów. Gdyby zieleń parkowa wewnętrzna która z nieznanych dla nich powodów, jest usytuowana tylko na gruntach należących do deweloperów, była podobnie jak ich otwarta, znacznie łatwiej byłoby dbać o porządek. Ciężar zapewnienia bezpieczeństwa rozkładałby się równo, na osoby fizyczne i deweloperów. Plan obecnie wyłożony stanowiłby jaskrawą dyskryminację 

Obiektywne przesłanki?

Z takim stanowiskiem nie zgadza się stołeczny ratusz, który odpowiadając na nasze pytania stwierdził, że zróżnicowanie w proponowanym planie ma swoje uzasadnienie w obiektywnych kryteriach:

„Zróżnicowanie terenów w projekcie planu jest efektem wieloletnich prac nad planem. Projekt planu był wielokrotnie modyfikowany w związku z uzgodnieniami z odpowiednimi instytucjami oraz składanymi uwagami. konieczne jest również dostosowanie się do Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego oraz innych dokumentów i wytycznych, np. Planu ochrony Rezerwatu Jeziorko Czerniakowskie. (…) Przeprowadzone analizy wykazały, że na terenie oznaczonych w projekcie planu symbolem A14.9IH/ZP występują najgorsze warunki gruntowo-wodne i rozdrobniona struktura własnościowa, stąd decyzja by był to publiczny teren zieleni. Jego przeznaczeniem jest zieleń parkowa oraz zbiorniki retencyjne, łańcuch niecek infiltracyjnych i niecek bioretencyjnych, kanały odwadniające.”. 

Właściciele zrzeszeni w „Stowarzyszenie na rzecz urbanizacji Czerniakowa. Stop urzędniczej opieszałości.”, które ma bronić ich praw twierdzą, że jest to potwierdzenie ich dyskryminacji przez ratusz. Warunki wodno-gruntowe są nie mogą się wiele różnić, ponieważ grunty należące do nich bezpośrednio sąsiadują z gruntami deweloperów. Druga sprawa dotyczy faworyzowania większej struktury własnościowej deweloperów, którzy mogą ogrodzić teren, ponieważ nie mają rozdrobnionej struktury własności.

Lepiej tam nie chodzić

Pan Jan mieszkający na Czerniakowie od urodzenia przestrzegł nas przed zapuszczaniem się w rejon nieużytków wieczorem. Jak twierdzi chodzi o kwestie bezpieczeństwa i wcale nie chodzi o dziki.

„W pobliżu znajduje się noclegownia dla bezdomnych. Kto się nie dostanie, nocuje na nieużytkach. Przesiadują tam nocami bandy bezdomnych. Piją, biorą narkotyki i Bóg wie co jeszcze. Palą tam ogniska, po których zostają tylko czarne plamy na gruncie. Robią to po to żeby się ogrzać. W takim towarzystwie nietrudno o tragedię.”.

Rzeczywiście potwierdziliśmy, że takie wydarzenia mają tam miejsce. W ostatni wtorek na nieużytkach przy Jeziorze Czerniakowskim wybuchł pożar. W ogniu stanęło 5 ha traw i krzaków. Udział w akcji brały 4 zastępy straży pożarnej. Powstaje pytanie kto poniesie koszty akcji ratowniczej, jeżeli pożar wybuchnie na prywatnym gruncie i np. przeniesie się dalej? O to urzędnicy już się nie martwią. W przeciwieństwie do sytuacji prawno-faktycznej gruntów należących do deweloperów. W tym rozdaniu najwidoczniej Dawid nie ma szans w starciu z Goliatem…

C.D.N.

Exit mobile version