Piłkarska reprezentacja Polski jeszcze nigdy nie wygrała z Włochami na wyjeździe. W niedzielę tradycji stało się zadość i Biało – Czerwoni przegrali w Italii z gospodarzami 0:2 w przedostatniej kolejce fazy grupowej Ligi Narodów. – Mamy dobrych zawodników, z Robertem Lewandowskim, najlepszym napastnikiem świata na czele. Dlaczego zatem przeciwko Włochom zagraliśmy tak katastrofalnie źle? Widocznie coś w drużynie nie funkcjonuje jak należy – uważa legendarny trener Jacek Gmoch w rozmowie z portalem zyciestolicy.com.pl
Zyciestolicy.com.pl: – Tak beznadziejnie grającej reprezentacji Polski dawno nie widzieliśmy. W meczu z Włochami podopieczni Jerzego Brzęczka nie oddali żadnego celnego strzału na bramkę rywali…
Jacek Gmoch: – A jak mieli strzelać, skoro Lewandowski, a po wejściu na boisko również Arkadiusz Milik, nie dostali choćby jednego dobrego podania od pomocników? Patrząc na grę Polaków w ostatnich meczach w oczy rzuca się przede wszystkim wahanie formy. Biało – Czerwoni są jak wańka – wstańka. Jeden mecz dobry, dwa słabe, jeden dobry i tak dalej. Ta drużyna sprawia wrażenie, jakby miotała się od ściany do ściany. Brakuje jej stabilizacji. Kiedy selekcjonerem został Jerzy Brzęczek nastąpiło gwałtowne odmłodzenie kadry. Wiadomo, zmiana pokoleniowa jest nieunikniona, ale nie należy jej przeprowadzać raptownie. Nie można budować drużyny z meczu na mecz. Młodzi powinni stopniowo wchodzić do zespołu. Błędem jest zrzucanie na nich odpowiedzialności za wynik. W takiej sytuacji tym chłopcom robi się tylko krzywdę. Poza tym, wyraźnie widać, że zespół siada mentalnie. Coś w środku jest nie tak…
– Patrząc na przestraszoną, grającą bez żadnego planu i pomysłu Polskę, trudno nie odnieść wrażenia, że kadra to dla Jerzego Brzęczka za duży rozmiar kapelusza…
– Nie namówi mnie pan na ocenę pracy selekcjonera. Nie wypowiadam się o kolegach po fachu. Wiadomo, po takiej porażce najłatwiej jest rozpocząć polowanie na czarownice. Jedyne pytanie jakie warto zadać brzmi: czy nie nazbyt pochopnie i nie za wcześnie zwolniono Adama Nawałkę? Owszem, mundial w Rosji kompletnie nam nie wyszedł, w drużynie coś nie zagrało, ale Adam jest na tyle doświadczonym trenerem, że na pewno znalazłby przyczynę kłopotów i zneutralizował problem. Ale może ja zbyt emocjonalnie podchodzę do Nawałki i Zbyszka Bońka… To moi chłopcy. Ja ich wprowadzałem do reprezentacji i co tu ukrywać, wciąż mam do nich ogromny sentyment.
– Kto najbardziej zawiódł w niedzielę? Jacek Góralski, który w kwadrans zarobił dwie żółte i czerwoną kartkę, po której wyleciał z boiska?
– Piłka nożna to gra zespołowa i nie można jednego zawodnika obarczać winą za przegraną. Nie ma co szukać kozła ofiarnego. Zawiodła cała drużyna. Pamiętam, jak w czasach kiedy kadrę prowadził Waldemar Fornalik, cały Stadion Narodowy gwizdał na Lewandowskiego. Kibice uczynili go winnym naszych porażek. A Robert wziął to na klatę i później pokazał, że bez niego reprezentacja traci przynajmniej pięćdziesiąt procent swojej wartości. Dlatego teraz nie należy iść tą drogą i wskazywać jednego chłopaka, który zawalił mecz. Bo zawalili wszyscy! Trzeba usiąść i na spokojnie zastanowić się co należy zrobić, by poprawić atmosferę w drużynie, by pomiędzy piłkarzami była chemia. Żeby na boisku chcieli umierać jeden za drugiego.
– W środę meczem z Holandią Polska kończy rywalizację w grupie Ligi Narodów. Myśli pan, że Brzęczek zdoła podnieść mentalnie zawodników na tyle, by ci postawili się „Pomarańczowym|”?
– Myślę, że sami piłkarze są na tak źli na siebie i sfrustrowani ostatnim występem, że zrobią wszystko, żeby się zrehabilitować. Ale tak po prawdzie, jeden mecz, nawet z silniejszym rywalem, można zagrać na sto procent możliwości, lecz nie na tym sztuka polega. Chodzi o to, by na przyzwoitym poziomie prezentować się cyklicznie. A tej powtarzalności drużynie Jerzego Brzęczka niestety brakuje.
– Na koniec – jak zdrowie panie trenerze, jak pan sobie radzi w tych pandemicznych czasach?
– Jesteśmy z żoną w Grecji. Momentami psychika trochę siada, bo człowiek całe życie był przyzwyczajony do aktywności, ruchu, przebywania między ludźmi, a teraz musi siedzieć w domu, ale dajemy radę. Mamy spory ogród, odwiedza nas rodzina. Pogada jest fajna, bo w dzień ponad 20 stopni, więc da się żyć.
Rozmawiał Piotr Dobrowolski