hoć w sumie to…
Gwiazdor aż tak nie gwiazdorzył.
Może trochę.
A Maszyna, nie był aż takim „robotem”.
No może troszkę.
Obaj mieli problem z obłędem sławy jaka na nich spadła.
Każdy radził sobie z tym inaczej.
Jeden milczał prawie cały czas.
Drugi nawijał cały czas.
Dalej chcieli robić to co dotychczas.
Ale mieli z tym problem.
Bo już nie byli zwykłymi ludźmi.
Wszędzie dziennikarze.
Ciągle te same pytania.
Coraz dziwniejsze (głupsze) pytania.
Różniło ich w zasadzie … wszystko.
Łączyło ich … także wszystko.
Dwaj niezniszczalni tytani.
Poza kosmicznymi umiejętnościami.
Byli piekielnie inteligentnymi i doskonale wykształconymi ludźmi.
Neil Armstrong i Edwin Aldrin.
Aldrina wszyscy nazywali Buzzem.
Od zawsze.
Pierwsza jego malutka siostra.
Nie umiała dobrze powiedzieć „brother”.
I mówiła Buzzzz.
I tak zostało.
Aż w końcu zmienił to urzędowo w papierach.
I tak ma na imię.
Buzzzz
Jajcarz całe życie.
Obaj walczyli w Wojnie Koreańskiej.
Aldrin zestrzelił dwa MiGi-15.
Armstrong nie wykonał rozkazu.
Kazano mu ostrzelać koszary tych „złych” Koreańczyków.
Odmówił.
Tamci robili akurat poranną gimnastykę.
„Nie będę strzelał do bezbronnych i już”.
Buzz obronił doktorat na MIT.
Trzeba sporej wiedzy by to zrobić na tej uczelni.
Neil zdał egzaminy na pilota gdy miał … 16 lat.
Nie miał jeszcze prawa jazdy.
I też został inżynierem.
Momentami był wręcz lodowatym introwertykiem.
Był tak skoncentrowany na zadaniach.
Gdy Aldrin brylował na konferencjach przed startem. I odpowiadał co zabierze ze sobą.
Armstrong krótko odpowiadał:
„Chciałbym zabrać wiecej paliwa”.
Neil odzywał się … w zasadzie prawie wcale się nie odzywał.
I przy tym był bardzo wrażliwym człowiekiem.
Jego 3-letnia córeczka umarła na raka.
Zdusił to w sobie.
Pracował bez wytchnienia.
Tak sobie z tym próbował radzić.
Nigdy nie powiedział na nikogo złego słowa.
Gdy już było wiadomo, że to on poleci w Apollo 11 i jako pierwszy zejdzie na Księżyc, Aldrin próbował, poprzez ojca dobrze umocowanego na górze, na to wpłynąć.
Nic to nie dało.
Decydenci NASA zapytali Armstronga czy na pewno chce z Aldrinem lecieć.
Neil odparł krótko:
„Co wy chcecie od Buzzza?
Mnie się z nim lata fantastycznie”
Dwaj geniusze, którzy zmienili świat.
Dopiekła im sława.
Średnio sobie z tym radzili.
Aldrin lepiej.
Występował w reklamach.
Nadal to czasami robi.
Spójrzcie na zdjęcie.
Pochodzi z nowej reklamy Omegi.
Zegarki tej firmy (Omega Speedmaster) były przecież na Księżycu.
Buzzz ma 89 lat.
Nadal jest aktywny.
Wygłasza odczyty popularnonaukowe.
Kilka lat temu uderzył jakiegoś cymbała pięścią w twarz.
Gówniarz yutuber nazwał go tchórzem i „księżycowym” oszustem.
Aldrin strzelił go w japę i posłał na ziemię.
Armstrong wystąpił w reklamie tylko raz.
Chevroleta.
I tylko dlatego, że mówiła wyłącznie o bezpieczeństwie.
Neil odszedł na „gwiezdną wędrówkę” siedem lat temu.
Nie napisałem słowa o tym trzecim.
Michaelu Collinsie.
Czekał na nich na orbicie Księżyca.
I sprowadził na Ziemię.
Ale to post o tamtej dwójce.
Dwójce zwykłych facetów.
Którzy dokonali absurdalnego wyczynu.
I na zawsze zmienili Świat.
Kogoś może kręcić nowa kiecka Julii Wieniawy.
Mnie nakręca ta chwila.
Sprzed 50-ciu lat.
Już wylądowali.
Ale wyjdą dopiero za jakiś czas.
Dokładnie o 4:56.
Naszego czasu.
Gdy rano w niedzielę będziecie czytać ten post.
I pałaszować jajecznicę.
Oni będą „chodzić” po Księżycu.
Neil i Buzzz.
Gwiezdni wędrowcy.
I ta fotografia, którą Neil zrobił Buzzowi…