Site icon ZycieStolicy.com.pl

„Gra pozorów”

eu flag 2108026 1280

„Gra pozorów”

Zbliża się kolejna międzynarodowa awantura, z której wyniknie niewiele dobrego, dlatego właściwym byłoby trzymanie się z daleka od epicentrum zawirowań, uważne obserwowanie rozwoju wydarzeń i – tuż przed jej zakończeniem – skryte przyłączenie się do obozu zwycięskiego. Naturalnie, nie muszę dodawać, że w trakcie starcia powinniśmy zagorzale kibicować każdemu z graczy, wyrażać dyskretnie aprobatę, życzyć powodzenia, ale pod żadnym pozorem nie składać jakichkolwiek wiążących deklaracji, a już na pewno nie podpisywać dokumentów wciągających Polskę w przymierze z jedną ze stron. Oczywiście, mają Państwo rację: chodzi o nałożenie sankcji na Chińską Republikę Ludową, co zostało ogłoszone 22 marca br. Akt ów posiada znaczenie symboliczne i nie ma sprawić faktycznej dolegliwości, gdyż nie istnieje na świecie straceniec, który chciałby pójść na otwartą wojnę gospodarczą z Pekinem. Akcja polega na tym, że czterem chińskim urzędnikom z Regionu Autonomicznego Sinciang-Ujgur zamrożono majątki i zakazano wjazdu na teren Unii Europejskiej (UE). Najprawdopodobniej na tym wszystko się zacznie i skończy, a całe przedsięwzięcie ma rozgrzeszyć brukselskich urzędników z bezradności i braku pomysłu na wsparcie prześladowanych Ujgurów. Dlaczego więc napomknąłem powyżej o awanturze? Dlatego, że do akcji wkroczą media, których zadaniem będzie dorobienie głośnej otoczki wokół inicjatywy oraz przekonanie gawiedzi, iż UE cokolwiek może i jest w stanie wpłynąć na Państwo Środka. Będzie to nic innego, jak polityczna gra pozorów.

Gra pozorów nie wymaga większych umiejętności dyplomatycznych ani nakładów finansowych. Wystarczy dać zaprzyjaźnionemu tytułowi prasowemu kilka reklam za odpowiednio wysoką stawkę, a wówczas usłużni dziennikarze zajmą się precyzyjnym rzeźbieniem umysłów mas, wskazując, co publika ma o całej sprawie myśleć. Ludziom wryje się w mózgi odpowiednia narracja, po pewnym czasie o sprawie zapomną, a decydenci będą mogli chodzić w chwale, starannie dbając o swój wizerunek wszechmocnych i pielęgnując nieskazitelne aureole. Przykład? Proszę uprzejmie! Czy Państwo pamiętają peany na cześć rządu holenderskiego, który tak sprawnie odzyskał wrak samolotu Boeing 777 o numerze rejestracyjnym 9M-MRD, należącego do przedsiębiorstwa Malaysia Airlines? Tak, chodzi o statek powietrzny zestrzelony 17 lipca 2014 roku nad Ukrainą w pobliżu wsi Hrabowe. Dziś już oficjalnie widomo, że użyto wówczas kierowanego pocisku rakietowego ziemia–powietrze Buk M1, a wyrzutnia pochodziła z 53. Brygady Przeciwlotniczej wchodzącej w skład Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Nie potrzeba było posiadać zdolności Sherlocka Holmesa, aby wydedukować, że odpowiedzialnością za tragedię należy obarczyć Rosjan i to oni faktycznie zostali uznani winnymi dokonania aktu terroru, w którym zginęło 298 niewinnych osób w tym aż 193 Holendrów. Sześć miesięcy później – w grudniu roku 2014 – nadwiślańskie tytuły prasowe opisywały konwoje ciężarówek transportujące szczątki Boeinga do Niderlandów, zachwycając się przy tym sprawnością resortu spraw zagranicznych rządu premiera Marka Ruttego. Cóż, owemu czarowi ulegliśmy chyba wszyscy, ale było to nieuniknione, ponieważ pozwolono nam zobaczyć jedynie czysty wierzchołek brudnej góry lodowej.

Brudna góra lodowa, a właściwie ta jej nieatrakcyjna część, została starannie schowana pod linią dyplomatycznej wody i dostępu do niej strzegły wyciszone drzwi gabinetów oficjeli różnych szczebli. Po latach okazało się, że oburzenie skierowane w stronę Kremla w żaden sposób nie przeszkodziło Holendrom w prowadzeniu tajnych negocjacji w sprawie Nord Stream 2. Haga zawiesiła kontakty z Moskwą ogłaszając to szumnie światu, a jednocześnie potajemnie wysyłała swoich przedstawicieli do Rosji, aby ci ubijali tam dobre interesy. Minister spraw zagranicznych w trzecim już gabinecie Ruttego, Stephanus Abraham Blok, opracował na żądanie własnego parlamentu raport o stosunkach bilateralnych z Federacją Rosyjską i ani słowem nie wspominał w nim o tajnych negocjacjach z putinowskim reżimem. Nikomu nie przeszkodziła straszna śmierć własnych obywateli, ani oburzenie opinii międzynarodowej. Uważam takie postępowanie za wybitnie naganne i osobiście nazywam podobne działania „dyplomacją hien”.

„Dyplomacja hien”, ta gotowa rzucić się na każdą polityczną padlinę, nie jest wynalazkiem nowym, ale dwulicowość Holendrów mierzi nawet mnie – starego cynika, którego trudno czymkolwiek jeszcze zaskoczyć. Jestem ciekaw, jakie faktycznie więzi łączą Hagę z Moskwą, kto i ile na tym zarobił, a także, do szczegółowego wyjaśnienia pozostaje zajadłość z jaką Holendrzy dążyli do postawienia sprawy praworządności w Polsce przed TSUE. W mojej podstępnej głowie zrodziło się podejrzenie, że zaangażowanie ministra Bloka w sprawę piętnowania Warszawy na forum międzynarodowym nie jest żadnym przypadkiem i ma ścisły związek z handlem rosyjskim gazem, ale jak już wszyscy zdążyliśmy się przekonać, tej sprawy nikt nie podejmie, bo nikomu na niej nie zależy. Niemniej jednak, nasi europarlamentarzyści dostali do ręki potężny oręż i przy każdej kolejnej próbie deprecjonowania Rzeczpospolitej w Brukseli powinni tematem szermować. Nie dajmy wciągnąć się w żadne niekorzystne układy, ponieważ mamy coraz więcej dowodów, że wszystkie one są tylko gra pozorów.

Howgh!

Tȟašúŋke Witkó, 29 marca 2021 r.

Exit mobile version