Głupoto-realizm
Wśród wielu tematów wywołujących zajadłe nawet dyskusję w mediach społecznościowych jest kwestia odbudowy Ukrainy. Odzywają się głosy stadka „realistów” wzywających, aby w sprawach ukraińskich „kierować się rozumem, a nie sercem”. Zasada jak najbardziej słuszna, ale sprawdźmy jak działa rozum „realistów” w tej kwestii?
Wspomniana odbudowa będzie miała miejsce, jeśli Ukrainą wojnę wygra, jeśli przegra, to Polsce przypadnie w udziale tylko zbudowanie kolejnego odcinka płotu na granicy wschodniej – z „rosyjską” Białorusią już jest, będzie potrzebny płot od strony „rosyjskiej” Ukrainy.
Obecnie „realiści” uważają, że Ukraina wojnę przegrywa, ale gdyby jednak było inaczej, to w kwestii tej odbudowy mają tzw. mieszane uczucia. Słyszymy, że odbudowa owszem byłaby okazją do zarobku dla polskich firm, ale Ukraińcy Polaków na pewno wykiwają i zlecą to Niemcom/Francuzom, a nie Polakom; dlatego nierozumnie pomagamy z wszelkich sił Ukrainie i narażamy się Putinowi. Ale jest też inna opinia: odbudowa Ukrainy to kiepski interes, nas na to nie stać, a narazi na wielkie straty, spowoduje obniżenia stopy życiowej Polaków. Wynikałoby z tego, że lepiej nie pchać się do tej odbudowy.
Widzimy, że „realiści” nie uzgodnili między sobą stanowisk, jedni starszą, że zostaniemy przez Ukraińców wystawieni do wiatru i Niemcy, a nie Polacy będą zarabiać, a inni ostrzegają, aby nie brać się za odbudowę, bo na tym tylko stracimy.
Sytuacja komplikuje się. Czytamy doniesienie: „Uczestnicy konferencji w szwajcarskim Lugano podpisali wspólną deklarację dotyczącą odbudowy Ukrainy po zakończeniu wojny. Premier Ukrainy Denys Szmyhal przedstawił wstępny plan, z którego wynika, że Polsce i Włochom przypadłby udział w odbudowie regionu donieckiego.” Jak wiadomo ten region to przemysłowe serce Ukrainy, jego odbudowa zdecyduje o pozycji i sile Ukrainy – ma dla Ukraińców zasadnicze znaczenie. Oczywiście polski udział w odbudowie wskazanego regionu nie oznacza, że Polska będzie wyłączona z odbudowy innych miejsc – relacje jakie zostały zawiązane teraz między Polakami i Ukraińcami będą przecież trwały. Ale znowu odezwali się „realiści”. Szczególnie jeden, który wie wszystko najlepiej wyśmiał pomysł odbudowywania przez Polaków donieckiego okręgu. Wywiódł, że przecież Ukraińcy nie zdołają wypędzić Rosjan, czyli Polacy nie będą mieli czego odbudowywać. Posłużył się nawet kalamburem Zagłoby z „Potopu” Sienkiewicza, jak to Zagłoba ofiarował królowi szwedzkiemu Niderlandy. Czymś podobnym – zdaniem tego dziennikarza – jest oferowanie Polakom odbudowy terenów, które nie będą przynależne Ukrainie.
Realizm bez realizmu
Nie przesadzając czy Ukraina wygra czy przegra warto zastanowić się nad przypadkiem takiego realizmu. Pewien krytyk Piłsudskiego i piłsudczyków twierdził, że w polskiej myśli trwa „ciągła kretyńska licytacja na radykalizm, na ‘my jesteśmy lepszymi patriotami od was’”. To nie prawda, nie chodzi o jakiś patriotyczny radykalizm tylko o uświadomienie czym jest ten realizm w polskiej polityce.
W dziejach polskiego narodu są zdarzenia, które tworzą jego historię, zapisują się w narodowej tradycji, utrwalają cechy wyróżniające i odróżniające Polaków od innych narodów. Są zdarzenia, które na trwałe zapisują się w świadomości narodowej, sprawiają, że przypominając o nich odczuwamy dumę. Słowa Jana Lechonia, który w wierszu mówił o Polsce: „Że nie ma dziejów piękniejszych niż Twoje./I większej chwały, niźli być Polakiem” przyjmie każdy polski patriota. Poświęcenie i ponoszone ofiary pokoleń Polaków przeciwstawiających się zaborcom, okupantom, agresorom irytuje tych, którzy nie chcąc ofiar i strat uważają, że należy unikać walki zbrojnej („bić się, czy się nie bić?”), namawiają, aby sprytnymi sposobami układać się z wrogiem i zachować majątek, a zwłaszcza życie, które przecież „ma wartość najwyższą”. Sfera wartości i nakaz, aby w ich imię ryzykować życiem są uznawane przez takich „realistów” za głupstwo nie warte uwagi. Przyjmując jednak konsekwentnie taką postawę trzeba by uznać, że nie wolno narażać się broniąc chociażby własnych dzieci, bo i nasze życie ma dla nas najwyższą wartość. W takim miejscu pojawiają się uwagi, że należy po prostu prowadzić politykę nie narażając życia ludzi, a chcąc to uzyskać trzeba użyć wszelkich środków, zwłaszcza, że w realistycznej polityce jej „cel uświęca środki”.
Słyszymy, że dla skuteczności prowadzonej polityki trzeba odrzucać moralność, a nawet czasem ulegać złu zapominając o rzetelności postępowania, dotrzymywaniu umów, lekceważąc coś tak niepraktycznego jak honor. Czy to jednak oznacza, że polityka uwzględniająca moralność jest zawsze nieskuteczna, gdy niemoralna zawsze wygrywa? Oczywiście tak nie jest i chwytanie się działań niemoralnych nie jest wcale warunkiem realizmu. Problem mamy w Polsce natomiast z tym, co uznajemy za realne, czyli co dostrzegamy i jak rozpoznajemy zagrożenia w realizacji przejętego kierunku w polityce.
Historiozof Feliks Koneczny podkreślał, że wpływ moralności na polską politykę nie powinien oznaczać braku jej skuteczności. Spoglądając w przeszłość warto jednak rozważyć jaką politykę można uznać za skuteczną, realistyczną, lub realizmu pozbawioną. W działaniach wojennych można wygrywać bitwy, przeprowadzać zwycięskie kampanię, a założonego celu strategicznego nie osiągnąć. W tym przypadku ważną jest perspektywa czasowa by stwierdzić, czy został on osiągnięty. Wielu uważa, że Polska w 1945 r. przegrała, tymczasem w skutek tamtych działań Polaków w perspektywie kilkudziesięciu lat („Solidarność”) przyszło zwycięstwo – dlatego na warszawskich Powązkach stoi pomnik z napisem Gloria Victis, a w herbie stolicy odznaczonym orderem Virtuti Militari jest dewiza Semper invicta (Zawsze niezwyciężona). To nie jest dowód obsesji martyrologicznych Polaków tylko przekonania, że sprawa moralnie słuszna, o którą toczył się bój jednak wygra i dziś widzimy, że ona rzeczywiście wygrała.
Świat często doświadcza polityki pozbawionej moralności, jednak to nie oznacza, że mamy odrzucać moralność. Kłopot jaki mają nasi „realiści” z moralnością wynika stąd, że nie potrafią oni rozeznać otaczającej rzeczywistości, taktują ją jako coś w zasadzie stałego i niezmiennego. Nie dostrzegają w jakim kierunku postępują zmiany. Przed laty to program Józefa Piłsudskiego odzyskania niepodległości przez Polskę zmaterializował się, był więc realistyczny, natomiast program Romana Dmowskiego – zbudowania polskiej autonomii pod berłem cara nie. W tym sensie koncepcje i przewidywania Piłsudskiego były realistyczne, natomiast Dmowskiego nie. Dziś mamy „realistyczne” oceny relacji polsko-ukraińskich nie uwzględniające kierunku ich rozwoju, sparaliżowane doświadczeniem przeszłości, w której Polska była zdominowana przez Rosję i Niemcy. Taki rodzaj „realizmu” realistyczny nie jest.