Prezydent Warszawy miał być kapitanem, który wyprowadzi załogę z tonącego Titanica, jakim stała się Platforma Obywatelska i bezpiecznie, pod nowymi żaglami dowiezie do kolejnych wyborów. Zmarnował jednak szanse jakie dawał mu dobry wynik wyborów prezydenckich. Okazał się być nie przyszłościowym politykiem, ale jednym z politycznych rozbitków pozbawionym zdolności do walki o coś więcej, niż tylko przetrwanie.
„Nie potrzebujemy by Kaczyński uczył nas, czym jest rodzina albo patriotyzm”- grzmiał podczas spotkania w Trzciance, na początku lipca Rafał Trzaskowski. To tylko jedno z wielu jego kampanijnych wystąpień, w których można było odnaleźć ślady odniesienia do centrowego elektoratu, grupy wyborców co prawda zrażonej populistycznym radykalizmem sporej części polityków PiS, ale zarazem wiernej tradycyjnym wartościom. Tydzień wcześniej, w Kaliszu, prezydent Warszawy mówił m.in.: „my Polacy mamy olbrzymi szacunek dla naszych bohaterów”, a już po wyborach prezydenckich zapowiadał tworzenie nowego ruchu, którego nazwa Nowa Solidarność także odwoływała się do pięknych kart naszej historii.
„Podejmuję się stworzenia ruchu obywatelskiego, bo partie nie wystarczą, razem z samorządami, organizacjami pozarządowymi, z ludźmi dobrej woli, by bronić społeczeństwa obywatelskiego”- mówił w Gdyni.
Wydawało się, że wynik wyborczy Trzaskowskiego daje mu asumpt do tworzenia nowej politycznej siły opartej na mocnej podstawie dawnej Platformy – tej „chadeckiej kotwicy”- jak to ongiś określał Grzegorz Schetyna. Siły, która wyjdzie poza twardy, coraz bardziej lewicowy elektorat największej partii opozycyjnej. Skończyło się równie szybko jak się zaczęło. Na deklaracjach, obietnicach i zapowiedziach. Lenistwem, zaprzepaszczaniem szans i nieobecnością w życiu politycznym i społecznym.
Także nieobecnością bardziej niż symboliczną, bowiem Trzaskowskiego zabrakło na niezwykle ważnych, również w wymiarze politycznym, obchodach 100 rocznicy Bitwy Warszawskiej. Prezydent stolicy nie tylko nie oddał hołdu bohaterom, na co zapewne część jego zwolenników mogłaby przymknąć oko, ale zmarnował jedną z najważniejszych szans na zaprezentowanie się opinii publicznej jako lider nowego ruchu, poważny przywódca, mąż stanu i jak sam by zapewne chciał – europejski patriota.
Tłumaczenie wyprodukowane przez jego rzeczniczkę Karolinę Gałecką – jakoby Trzaskowski nie wziął udziału w uroczystościach, bo „nie został na nie zaproszony” – było bardziej niż kompromitujące. Dość wspomnieć, że prezydent Warszawy nie pojawił się także na uroczystościach rocznicowych organizowanych przez jego własny urząd. W tym czasie – odpoczywał.
Najprościej mówiąc, kiedy ktoś aspirujący do roli głównego napastnika opozycyjnej drużyny marnuje okazje do zdobycia politycznego gola, skazuje się tym samym na rolę wiecznego rezerwowego.
Dzisiaj można już chyba powiedzieć z całą pewnością, że prezydent Warszawy zawodnikiem pierwszoplanowym opozycji nie zostanie. Niezłą kampanią wyborczą i dobrym wynikiem prezydenckiego wyścigu zyskał kapitał, który zaczął szybko roztrwaniać. Nie był w stanie walczyć o sympatie centrowego elektoratu, ostentacyjnie milcząc, gdy radykalni lewicowi aktywiści profanowali ważne dla Polaków symbole religijne. I z drugiej strony, nie był w stanie także wykonać choćby symbolicznego ukłonu w drugą stronę – wobec swoich lewicowych sympatyków – nie uczestnicząc w organizowanych przez nich protestach „pro LGBT”. Tłumaczył się równie kuriozalnie tym, że „właśnie odwoził dzieci na wakacje”.
Strusia polityka chowania głowy w piasek i nie zabierania głosu po jednej lub drugiej stronie w ważnych społecznie sprawach dla aspirującego do roli poważnego przywódcy polityka jest dyskredytująca. Trzaskowski sam wygumkował się jako potencjalny lider – z debaty publicznej – w najważniejszym politycznym okresie, w czasie, w którym powinien konsumować zdobyty wcześniej polityczny kapitał wyraźnie określając położenie i tworząc podwaliny pod swój ruch.
Inna rzecz, że jako przywódcę nowej siły politycznej Trzaskowskiego wykreowały bardziej media i okoliczności. On sam do tej pory dawał się poznać – i daje się poznawać dalej – jako polityk bezobjawowy, niedookreślony, bez własnego zdania. Dość poznać, że w pierwszym okresie, jeszcze przed wyborami prezydenckimi, gdy Platforma szukała kandydata na prezydenta odmówił startu w wyborach, zgodził się dopiero po długich naleganiach partyjnych kolegów szukających substytutu dla Małgorzaty Kidawy – Błońskiej. Nie był też widoczny w okresie, gdy Warszawę paraliżowała pandemia koronawirusa; błąd, na który nie pozwoliłby sobie żaden liczący się polityk. Wreszcie, jak słusznie zauważał Patryk Osowski na łamach portalu TVP Info – Trzaskowski w samej kampanii prezydenckiej był znacznie mniej aktywny niż jego rywale. Ot, robił wyłącznie to, co mu kazano.
Opublikowany pod koniec lipca sondaż United Surveys wykazywał, że aż 63 proc. wyborców PO i Nowoczesnej z uznaniem przyjęło pomysł stworzenia przez prezydenta Warszawy nowego ruchu politycznego. To całkiem nie najgorszy fundament to budowy własnego bloku. Miesiąc później można z dużą dozą pewności mówić, że Trzaskowski swoje pięć minut już zaprzepaścił. Zabrakło mu podstawowych cech, jakie powinny charakteryzować dojrzałego politycznego przywódcę: pracowitości (i jeszcze raz pracowitości), kreatywności, wyczucia nastrojów i emocji społecznych, Zabrakło mu także doświadczonych doradców wskazujących jak wykorzystywać pojawiające się szanse na polityczną aktywność, jak budować własne i narzucać narrację.
W praktyce można się spodziewać, że Rafał Trzaskowski i jego, na razie, funkcjonujący medialnie ruch Nowa Solidarność na łamach gazet i portali będzie się jeszcze pojawiać jako alternatywa dla coraz bardziej upadającej Platformy Obywatelskiej. Wiele wskazuje jednak dziś na to, że będzie to kreacja życzeniowego myślenia opozycji i bliskich jej dziennikarzy.
Prezydent Warszawy pozostaje tym, kim był przez całą swoją karierę – polityczną zapchajdziurą, wykonawcą działań pijarowców i partyjnym popychadłem wykonującym polecenia doradców i własnej partii, bez pomysłu na autokreację i samodzielną polityczną przyszłość.
WOJCIECH WYBRANOWSKI, WYBRANOWSKI, RAFAŁ TRZASKOWSKI, TRZASKOWSKI, NOWA SOLIDARNOŚĆ,