Jest taki kraj na świecie, w którym kontrwywiad cywilny podejmuje oficjalne próby inwigilowania jednej z partii politycznych wchodzących w skład parlamentu i dopiero sądy muszą przywoływać służby specjalne do porządku, zakazując im kategorycznie kontynuowania podobnych praktyk. Nie, nie! Proszę, aby moi Czytelnicy przestali nerwowo szukać ostatnich wieści o Juanie Gerardo Guaidó Márquesie, Zjednoczonej Partii Socjalistycznej Wenezueli czy Nicolásie Maduro. Nic z tych rzeczy. Wracamy z Ameryki Południowej do Europy, a dokładniej do Kolonii, czyli miasta położonego w Nadrenii Północnej-Westfalii, gdzie sędzia sądu rejonowego wydał decyzję zabraniającą niemieckiemu Federalnemu Urzędowi Ochrony Konstytucji (BfV) uznawania partii Alternatywa dla Niemiec (AfD) za podejrzaną o prawicowy ekstremizm i – co za tym idzie – podejmowania w stosunku do ugrupowania działań operacyjnych. Jakby tego było mało, orzekający nie zostawił suchej nitki na Thomasie Haldenwangu, szefie BfV, zarzucając mu wprost niedopełnienie obowiązków służbowych, w wyniku czego, widomości o objęciu Alternatywy nadzorem kontrwywiadowczym przedostały się do opinii publicznej, co mogło zdeprecjonować wizerunek ugrupowania w oczach potencjalnych wyborców. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że działania służb zostały podjęte na kilka tygodni przez wyborami do lokalnych sejmów – landtagów – w Badenii-Wirtembergii i Nadrenii-Palatynacie, gdzie w ostatnich wyborach AfD poradziło sobie nadspodziewanie dobrze, a szczególnie w pierwszym przywołanym kraju związkowym, gdyż tam właśnie wyprzedziła ona stare partie z tradycjami, takie jak: Socjaldemokratyczna Partia Niemiec i Wolna Partia Demokratyczna. Jak widać, Niemcy, ludzie znani z zamiłowania do solidności i porządku, niczego nie pozostawiają przypadkowi i nie liczą na polityczny łut szczęścia.
Polityczny łut szczęścia, a właściwie liczenie na jego moc sprawczą, pozostaje także poza obszarem zainteresowań samych polityków AfD. Na tydzień przed wyborami lokalnymi i nieco ponad pół roku przed elekcją ogólnokrajową, delegacja partii wybrała się z wizytą do Moskwy. Szefową ekipy ustanowiono Alice Elisabeth Weidel, deputowaną do Bundestagu, zaś samej peregrynacji towarzyszyło hasło „Nowoczesna Rosja”. W tym miejscu muszę poczynić dygresję i zapewnić Państwa, że jestem w pełni władz umysłowych, fizycznie też czuję się nie najgorszej, zaś moi wspaniali Czytelnicy nie znaleźli się przypadkowo w krainie absurdu czy podrzędnym kabarecie, a wciąż przebywają w swoich komfortowych fotelach i zapoznają się moralnym wysypiskiem śmieci, zwanym dla niepoznaki polityką międzypaństwową. Podróżnicy odwiedzili Narodowe Centrum Badań Epidemiologii i Mikrobiologii im. Nikołaja F. Gamalei – placówkę badawczą, w której opracowano szczepionkę przeciwko COVID-19, a mianowicie Sputnika V. Wizytatorzy pochwalili kremlowską drogę walki z pandemią, stawiając Rosjan jako wzór do naśladowania. Całkiem przypadkiem w skład ekipy wyjazdowej wszedł parlamentarzysta Robby Schlund, osobnik jawnie wyrażający wątpliwości co do aktu trucia Aleksieja Anatoljewicza Nawalnego, czym musiał sobie zaskarbić łaskę i dozgonną wdzięczność gospodarzy. Cóż, każdy szuka w życiu bogactwa, a droga do dużych pieniędzy – taka, jaką obrał choćby Gerhard Schröder – kusi zapewne niejednego, toteż w podstępnym mym umyśle zrodziło się chwilowe podejrzenie, że niektórzy z zaodrzańskich polityków mogą sobie szykować „miękkie lądowanie” w rosyjskich firmach gazowych. Naturalnie, wszyscy są takim postępowaniem oburzeni i wstrząśnięci, ale „pecunia non olet”, a nawet jeśli trochę śmierdzą, to wielu jest w stanie znieść ową drobną niedogodność.
Drobną niedogodność zniósł także Tino Chrupalla, jeden z dwóch przewodniczących Alternatywy, który gościł nad Wołgą w pierwszej dekadzie grudnia 2020 roku, a dyskomfort polegał na tym, że musiał on przełknąć nazwanie swojej podróży do Rosji mianem „kontrowersyjnej”. Rekompensatą za poniesione trudy było niezwykle ciepłe przemówienie rosyjskiego szefa resortu spraw zagranicznych, Siergieja Ławrowa, który zapewnił o szczególnym partnerstwie łączącym jego kraj z AfD – partią traktowaną przez Kreml, jako największą siłę opozycyjną Bundestagu. Przyznają Państwo, że to niezwykle celny i bolesny prztyczek w nos Frau Bundeskanzlerin, ale o takiej interpretacji słów Rosjanina niemieckie tytuły prasowe nawet nie napomknęły. Zdaje się, że umysły statystycznego Petera i Helgi są przez żurnalistów przycięte do pożądanych rozmiarów i redaktorzy naczelni gazet nie widzą najmniejszego powodu, aby ową stabilną – korzystną dla teutońskiego obozu rządzącego – sytuację zmieniać lub wprowadzać niepotrzebne zamieszanie. Liberałowie mają mieć tyle wiedzy, ile przekażą im inżynierowie dusz, a wszelkie odchylenia od normy plastruje się „wydarzeniami doniosłymi”.
„Wydarzeniami doniosłymi”, ochoczo podejmowanymi przez dziennikarzy wolnych mediów, były wówczas protesty na ulicach Warszawy, zaś wisienką na torcie została Marta Lempart, tak wdzięcznie tarzająca się po stołecznym asfalcie. Nikt nie przejmował i nie przejmuje się paktowaniem antyimigranckiej partii z reżimem Putina czy inwigilacyjnymi działaniami niemieckiego kontrwywiadu, ale wszyscy wyrażają troskę o prawa mniejszości seksualnych nad Wisłą. Czasem powinniśmy pomyśleć w jakim świecie żyjemy, sięgać po trudnodostępne źródła wiedzy, bo jesteśmy perfidnie manipulowani, a rządzący nie pozostawiają niczego politycznemu łutowi szczęścia.
Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 15 marca 2021 r.