Site icon ZycieStolicy.com.pl

Felieton Romualda Szeremietiewa: „Z hejtem przez życie”

Materiał TVP o Romualdzie Szeremietiewie

Modnym dziś słowem jest „hejt”, od ang. hate nienawiść. Według słownika języka polskiego jest to obraźliwy i zwykle agresywny komentarz internetowy lub mówienie w sposób wrogi i agresywny na jakiś temat lub o jakiejś osobie. Zjawisko hejtu może dotyczyć osoby, grup społecznych. Jego celem jest wyrażanie pogardy i podważanie pozycji osoby lub grupy społecznej, poprzez wyrażanie dyskredytującej opinii o tej grupie, może być skierowane także personalnie wobec konkretnej osoby. Przykładem są negatywne komentarze dotyczące osób publicznych.

            Doświadczyłem wiele razy „hejtu”, także w czasach, gdy internetu nie było tylko zwykła przaśna propaganda towarzyszy od Sowieta, którzy mieli przecież potomstwo i ono dziś klikając w klawiatury komputerów uprawia to, co ich dziadkowie i babcie robili na łamach „Trybuny Ludu” i tym podobnych „organów” prasowych PZPR, także w radiu, w telewizji, gdy i ona pojawiła się w czasach PRL.

            Nazywano mnie różnie. W trakcie odbywania zasadniczej służby wojskowej (miałem dwadzieścia lat) politruk widząc na mojej głowie polówkę z usztywnionymi rogami (wyglądała niczym przedwojenna rogatywka) sarknął – „o sanacyjny oficerek”. Nie dostałem awansu na kaprala.

            W donosie na mnie do rektora Uniwersytetu Wrocławskiego studenci donosiciele zauważyli mój antykomunizm i nazwali „wrogiem socjalizmu” – zostałem usunięty ze studiów doktoranckich nie dostałem pracy na uczelni.

            Z materiałów szkoleniowych PZPR dowiedziałem się, że jestem „element antysocjalistyczny”. Byłem też „sługusem bońskich odwetowców” („Żołnierz Wolności”), „agentem CIA” („Trybuna Ludu”), „wrogiem klasy robotniczej” („Gazeta Wrocławska”). Prokuratura PRL uważała, że podejrzany Szeremietiew „obala przemocą ustrój”, „godzi w sojusz polsko-radziecki” i „szkaluje ZSRR” twierdząc, że NKWD jest sprawcą mordu w Katyniu. Sąd wojskowy skazał mnie za to na pięć lat więzienia.

            Esbecy, tacy narodowi komuniści (byli też tacy) nazywali mnie „białoruskim Żydem”, a także „banderowcem, ukraińskim nacjonalistą” pewnie z racji mojego nazwiska Szeremietiew – przez „przyjaźń” z ZSRR nie mogli mnie nazwać po prostu „kacapem”. Moja żona będąc na sali sądowej, gdy mnie sądzono usłyszała, jak jeden esbek mówił do drugiego: „najgorszy jest ten skur..syn z ruskim nazwiskiem, ani słowa w śledztwie nie powiedział”.

            „W Polsce nie ma żadnych więźniów politycznych, wy jesteście kryminalista”  usłyszałem od naczelnika więzienia w Barczewie. Moja żona dowiedziała się, że ma męża przestępcę, gdy ją w stanie wojennym w 1981 r. zamykano w więzieniu w Ostrowie Wielkopolskim.

            Byłem też „warchołem niszczącym ideę okrągłego stołu”, tak nazwał mnie „Dziennik Bałtycki”, ale też na lewicy laickiej uważano, że idę „drogą podłości do niepodległości” (Jan Walc, nazywano mnie „oszołomem” i „kimś bez znaczenia” („Gazeta Wyborcza”), a w 1992 r. po obaleniu rządu Jana Olszewskiego byłem też „owładniętym nienawiścią”. Kilka cytatów z tamtego okresu. „Skandalem jest na przykład to, że na czele MON postawiono Szeremietiewa, człowieka znikąd, za którym nikt nie stoi, który nawet nie jest posłem, jest po prostu nikim”. (Adam Słomka, KPN); „Na pewno nie zasiadłbym do wigilijnego stołu z Szeremietiewem. Uważam, że reprezentuje dziki sposób uprawiania polityki”. (Leszek Miller, SDRP); „Jest to postać barwna, pełna humoru, o dużej odwadze osobistej i postać politycznie niepoważna. Bardzo bałbym się armii, którą kierowałby Szeremietiew, bo nie wiem czy nie wyruszyłby na jakąś wojnę, która mogłaby zupełnie przypadkowo wybuchnąć.” (Aleksander Hall, Unia Demokratyczna); „Na tle Olszewskiego i Parysa nawet on mógł bez trudu zdobyć opinię polityka umiarkowanego. Zgodnie ze swoją naturą wolał się jednak znaleźć w obozie populistycznych radykałów.” (tyg. „Wprost’).  Usunięto mnie z MON i oskarżano, że przygotowywałem zamach stanu.

            Szef kontrwywiadu WSI gen. Rusak meldował w 2000 r. ministrowi Komorowskiemu, że jestem „podejrzany o popełnienie przestępstw”. W mediach twierdzono, że „toleruję korupcję w MON” (Anna Marszałek, Bertold Kittel) i jestem „skorumpowanym politykiem” (Julia Pitera).  „O korupcji w departamencie zakupów MON podległym Romualdowi Szeremietiewowi wiedzieli kolejni ministrowie.” (Życie Warszawy”). Prokuratura w akcie oskarżenia przedstawiała mnie jako złodzieja publicznych pieniędzy, o czym każdy mógł miesiącami słyszeć włączając radio czy telewizor. Usunięto mnie z MON, dziewięć lat trwały postępowania w prokuraturze i sądach zanim mnie oczyszczono z zarzutów i uniewinniono.

            Byłem też nazywany „planktonem politycznym” (tyg. „Polityka”), „funkcjonariuszem WSI” (pewna prawicowa blogerka) i, gdy startowałem w wyborach na senatora „rozbijaczem prawicy” – też autor „prawicowy” jak najbardziej. A pewien rosyjski pułkownik, ekspert wojskowy nazwał mnie tylko ”wariatem” i przy okazji „rusofobem”.

            Teraz w czasie tęczowego postępu na Twitterze i Facebooku dowiaduję się, że jestem „katotalibem”, „homofobem” i … nie wykładam już na wyższej uczelni, co cieszy bardzo zwolenników tolerancji, równości, wolności wypowiedzi spod znaku czterech literek, do których dokładane są kolejne.

No tak, długo żyję…

Exit mobile version