Site icon ZycieStolicy.com.pl

Felieton Romualda Szeremietiewa: „HONOR, JAKI HONOR – WYPIER….Ć!”

zdolność honor, pojedynek honorowy

„Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor.” – Józef Beck,  5 maja 1939 r.

            Ideał honoru, ukształtowany wieki temu, z biegiem czasu podlegający modyfikacjom, opiera się jednak na kilku niezmiennych zasadach, przesądzających o jego ponadczasowym wymiarze: uczciwości, prawości, szlachetności, odpowiedzialności, ofiarności. Dewizy, zasady i kodeksy honorowe ogrywają rolę przewodnika systematyzującego reguły obyczajowe i wzory zachowań. Nie są tylko abstrakcyjnym dodatkiem funkcjonującym obok rzeczywistości – one tę rzeczywistość oceniają i zamierzają naprawiać, a w sferze ich zainteresowań znajdują się czyny i postawy moralne, dla których nie ma sankcji prawnych – bo być nie może. Jednak funkcjonowanie społeczeństw, jeśli nie obowiązują w nim reguły moralne, ów honor, trudno sobie wyobrazić. Zawsze jest tak, że gdy one zanikają następuje rozkład danego społeczeństwa, a ich odrzucanie najgorsze skutki przynosi w relacjach międzynarodowych, gdy wybuchają agresywne wojny, dochodzi do zbrodni i zdrad, łamania zawieranych umów. Polacy doświadczyli tego w dramatycznym wymiarze nic więc dziwnego, że są wyczuleni na wszelkie odstępstwa od moralności w sferze polityki.

            Najdłużej funkcjonującym w Polsce kodeksem jest Kodeks etyki lekarskiej. Istnieje kilka kodeksów w zawodach prawniczych (komornicy również swój kodeks mają) i kodeksy obowiązujące dziennikarzy. Kiedy jednak padnie pytanie o znajomość jakiegoś kodeksu honorowego, ciągle jeszcze można usłyszeć o kodeksie Władysława Boziewicza (pierwsze wydanie tego kodeksu ukazało się w 1919 r. i dedykowane było Naczelnikowi Państwa, Józefowi Piłsudskiemu).Władysław Boziewicz, ponoć spokojny człowiek, absolwent Wydziału Prawa i Administracji UJ, ochotnik do wojska austriackiego w czasie I wojny światowej, przez swojego dowódcę został oceniony jako służbista, żołnierz odważny, odpowiedzialny, zdecydowany, ale „bez radości życia”. Taki właśnie człowiek usystematyzował zasady wyrównywania krzywd bez angażowania sądów. Wszedł w obszar wymykający się prawu z żądaniem liczenia się z cudzą czcią.

            W przedmowie do Kodeksu zaznaczono: „nie zamierzamy bronić średniowiecznego zjawiska, jakim jest pojedynek”, ale… „tak długo, pokąd prawna kultura naszych społeczeństw karać będzie czynną zniewagę …. tak długo istnieć będzie ten rodzaj współrzędnego sądownictwa honorowego, uzupełniającego państwowy wymiar sprawiedliwości.”

            W art. 1 Kodeksu Boziewicz stwierdził: „Pojęciem osoby zdolnej do żądania i dawania satysfakcji honorowej albo krótko: osobami honorowymi lub z angielskiego gentelmenami nazywamy (z wykluczeniem osób duchownych) te osoby płci męskiej, które z powodu wykształcenia, inteligencji osobistej, stanowiska społecznego lub urodzenia wznoszą się ponad zwyczajny poziom uczciwego człowieka”.

            Art. 7 uwzględniał ówczesne przemiany demokratyczne: „Wszyscy ludzie honorowi są sobie bezwzględnie równi. Dlatego nie wolno odmawiać zadośćuczynienia z powodu różnicy stanu, urodzenia, stanowiska i majątku” i np. członek rodu książęcego nie mógł odmówić satysfakcji honorowej robotnikowi, który był posłem.

            Art. 8 zaś stwierdzał jednoznacznie: „wykluczonymi ze społeczności ludzi honorowych są osoby, które dopuściły się pewnego ściśle kodeksem honorowym określonego czynu; a więc indywidua następujące”:

Od pierwszego wydania Kodeksu Boziewicza minęło ponad sto lat i otaczająca rzeczywistość zmieniła się, może więc warto byłoby pokusić się o uwspółcześnienie listy osobników nie posiadających zdolności honorowej. Do wciąż aktualnego spisu Boziewicza z pełnym przekonaniem możemy dopisać przecież kolejne kategorie, chociażby szerzących tzw. hejt w Internecie.

      Są uczeni podający, że moralność i sumienie mają podstawy biologiczne. Wg nich ośrodkiem tychże są czołowe płaty kory mózgowej, a uszkodzenie ich na skutek urazów, udarów lub nowotworów powoduje niemożność odróżnienia dobra od zła. Brak rozumienia pojęcia honoru nie da się chyba wyjaśnić uszkodzeniem mózgu, chociaż? Lekceważący stosunek do norm etycznych Polacy wynieśli z PRL – jest to bezsprzecznie efektem zatrucia mózgów komunizmem. Odrzucenie zasad dżentelmeńskich, rycerskich przez ludzi należących do tzw. elity intelektualnej III RP, ludzi ogłaszający się jako autorytety moralne, obecnie owocuje zalewem prostactwa i wulgarności. Cham nie będzie miał świadomości, że jest z nim coś nie tak, że istnieją wzorce zachowań przyzwoitych, jeśli aktor, celebryta, polityk pozwala sobie na prostactwo i chama dowartościowuje. Kiedy znani z tego, że są znani wrzeszczą na ulicach „wypier….ć” dżentelmen będzie dla chama mięczakiem i frajerem, pogardzanym przez młodych postępowych tzw. dziadersem. Osobista prawość, kultura w sposobie bycia i wysławiania, opanowanie i nie posuwanie się do impertynencji będą traktowane jako przejawy słabości pozwalającej także na bezkarne atakowanie tego, co dla Polaków jest cenne i święte.

      Prawo rzymskie znało pojęcie infamii oznaczające utrata czci i dobrego imienia. Infamia mogła dotykać automatycznie (infamia immediata) z powodu wykonywanego hańbiącego zajęcia, czy z racji na złe prowadzenie. Dotknięty infamią nie mógł m.in.  sprawować opieki, składać zeznań przed sądem. W systemie prawnym I Rzeczypospolitej infamia była orzekana wobec szlachcica winnego najcięższych przestępstw (rozboje, kradzieże, gwałty), oznaczała utratę czci, zakaz sprawowania funkcji urzędnika zaufania publicznego oraz częściowe wyjęcie spod prawa. Zachowania niehonorowe były powszechnie potępiane, wszak noblesse oblige (szlachectwo zobowiązuje).

      Czy w polskiej polityce byłoby lepiej, gdyby wskazywano ludzi bez zdolności honorowej, którym człowiek uczciwy nie podaje ręki? Wiadomo, że nie podlega ocenie moralnej ktoś nie posiadający świadomości tego, co i dlaczego czyni. Na tej podstawie nie oceniamy moralnie zachowań zwierząt, jak też osób chorych psychicznie. Możemy jednak dostrzec w naszym otoczeniu i na pierwszych stronach gazet takich, którzy mają świadomość co robią i… którzy stracili zdolność honorową.

      W 2001 r. zostałem oskarżony w gazecie o popełnienie przestępstw natury korupcyjnej. W sprokurowaniu tej afery brał udział ówczesny minister obrony Bronisław Komorowski, który od momentu objęcia stanowiska w MON usiłował rożnymi sposobami pozbyć się mnie – od 1997 r. zajmowałem stanowisko sekretarza stanu I-go zastępcy ministra w resorcie obrony. Pamiętam konferencję prasową Komorowskiego, gdy dopiął swego, pozbył się mnie z MON. Mówił, że wprawdzie nie ma dowodów moich przestępstw, ale będzie śledztwo i jest pewny, że dowody znajdą się. Wtedy zapytano go, co się stanie, jeśli okaże się, że Szeremietiew jest niewinny. Komorowski odparł, że to będzie oznaczało koniec jego kariery politycznej. Podkreślił, że gdyby oskarżył niewinnego człowieka, to wycofa się z działalności politycznej – jako człowiek honoru inaczej nie będzie mógł postąpić. W listopadzie 2010 r. zostałem ostatecznie oczyszczony z zarzutów. Komorowski w tym czasie był prezydentem RP, z prezydentury musiał „zrezygnować” w 2015 r. … po przegranej w wyborach.

      Stosowanie zasad kodeksu honorowego Boziewicza jest dziś bardzo trudne, może nawet niemożliwe, ale można i należy odrzucać pomysły mówiące, że honor jest nam niepotrzebny, a nawet szkodliwy, zwłaszcza, gdy ktoś zamierza zajmować się dobrem wspólnym, czyli polityką.  Rozwój i postęp polegają tak naprawdę na tym, że ludzie doskonalą się moralnie, osiągając coraz wyższy poziom etyczny.

Exit mobile version