W publicystyce, nie tylko polskiej, możemy spotkać się z uwagami, a często nawet ze zdziwieniem, że opozycja w Polsce chcąc zaszkodzić rządzącym stara się znaleźć wsparcie w ośrodkach zagranicznych i nie waha się, aby z taką pomocą uderzać we własne państwo. Opozycjoniści w innych krajach europejskich tak nie postępują! W Polsce wszystko wyrażają hasła sformułowane czas jakiś temu – najpierw, że opozycja będzie „totalna” (czytamy – Grzegorz Schetyna stanowczo zapowiedział: „Będziemy opozycją totalną, najtwardszą z możliwych.”), a więc chwytającą się wszelkich środków, aby zwalczać znienawidzony PiS, a następnie, że środkiem do tego będzie „ulica i zagranica” („Newsweek” w 2016 r. podał jak na zamkniętym spotkaniu z członkami PO Schetyna określił: „naszą aktywnością będzie ulica na pewno. A także Europa”) .
Rzeczywiście politycy opozycyjni starali się w UE np. zablokować wypłatę różnych funduszy należnych państwu polskiemu (Rafał Trzaskowski: „pieniądze z UE będą mrożone; zostaną odmrożone, gdy Platforma wygra wybory”). Z zażenowaniem można było obserwować, gdy podczas spotkania w Brukseli politycy opozycji (m.in. Radosław Sikorski, Wojciech Sadurski) namawiali do zwiększenia presji na polskie władze, tłumaczyli jak uderzyć w rząd i co może pomóc opozycji wygrać wybory, a lewicowiec Juan Fernando Lopez Aguilar (przewodniczy Komisji Wolności Obywatelskich PE) pytał jak można im jeszcze pomóc: „Bo my w obecnej sytuacji zrobiliśmy wszystko, co było możliwe”.
Każde posuniecie Brukseli sprawiające kłopoty władzom w Warszawie wywołuje radość i entuzjazm po stronie opozycjonistów w Polsce. Odwrotnie – jeśli premier Morawiecki w Brukseli odnosi jakiś sukces po stronie opozycji pojawiają się natychmiast głosy, że to tylko pisowska propaganda maskująca jego porażkę.
Winston Churchill przywódca Wielkiej Brytanii w latach II wojny światowej, który w swojej długiej karierze politycznej bywał też opozycjonistą wypowiedział taką uwagę: „Kiedy jestem za granicą, zawsze trzymam się zasady: nigdy nie krytykuję własnego kraju.” I dodawał: „Nadrabiam stracony czas, gdy wracam do domu”. W przypadku polskiej opozycji widać, że ataki na państwo za granicą są dla niej najważniejsze, i na dobrą sprawę, niczego już w kraju nie musi ona nadrabiać.
Zależność czy Niepodległość?
Współczesne nam rozwiązania ustrojowo-prawne, struktury życia politycznego, partie i metody dochodzenia interesów formowały się w XIX wieku, a więc w czasach, gdy nie było państwa polskiego. Także świadomość narodowa, myśl i działania polityczne Polaków rodziły się w czasach niewoli, co miało znaczenie dla kształtowania polskich wyobrażeń o celach narodowych a także o sposobach i metodach ich osiągania.
Polskie ugrupowania polityczne można było wtedy podzielić na trzy nurty. Najbardziej widoczny stanowili ci, którzy uważali się za realistów. Ten realizm skłaniał do kapitulowania przed siłą najbardziej realną – zaborcami. Wynikał z przekonania, że rozbiory są stanem nieodwracalnym, ziemie polskie zostały na zawsze włączone do trzech różnych organizmów państwowych, a państwo polskie nie odrodzi się. Program polityczny dla Polaków miał więc ograniczyć się do zyskania pozycji najbardziej wpływowej mniejszości narodowej w Austrii, Rosji i w Prusach. Przejawem tego typu myślenia był tzw. trójlojalizm. W tym nurcie mieściła się też koncepcja międzynarodowych socjalistów (SDKPiL), będąca lewicowym odbiciem przekonania, że rozbiory są nieodwracalne. Róża Luksemburg mówiła o „organicznym wcieleniu” polskich ziem do państw rozbiorczych. Z tego powodu postulat niepodległości – twierdziła – jest wręcz szkodliwy dla interesów polskich robotników, którzy będą chcieli utrzymać powiązania gospodarcze i społeczne z Rosją.
W drugim nurcie znajdowały się te siły polityczne, które opowiadały się za polityką określaną mianem „orientacji”. Jej zwolennicy uważali, że Polacy są zbyt słabi, aby własnymi siłami odzyskać niepodległość. Dlatego chciano związać się z jakimś mocarstwem, znajdując miejsce dla sprawy polskiej w jego planach. Mógł to być przeciwnik zaborców (Turcja, Francja), lub nawet któreś z państw zaborczych, gdyby skonfliktowało się z innymi zaborcami. Sądzono, że dzięki temu będzie można zjednoczyć ziemie polskie pod obcym protektoratem i uzyskać jakąś formę autonomicznego bytu. Przy tym chociaż za każdym razem adresatem zabiegów mogło być inne mocarstwo, to istota tej koncepcji była taka sama – gwarantowanie Polakom egzystencji dzięki obcej potędze.
Niekiedy słyszymy, że taka koncepcja polityki jest koniecznością, wynika ze słabości i geopolitycznego położenia Polski. Nie jest to prawda. Kiedy istniała mocarstwowa Rzeczypospolita, wówczas nie było potrzeby orientowania się na siły zewnętrzne. Polityka powinna realizować własne interesy narodowe, a nie potrzeby czy oczekiwania sił zewnętrznych, to powinno być oczywiste. Nie należy też mylić koncepcji wpisywania się w politykę ośrodków zewnętrznych z zawieraniem sojuszy. Są to różne sprawy. Sojusz zawierany jest po to, by móc realizować własne interesy i przestaje obowiązywać, gdy tym interesom nie służy. Sojusz staje się podporządkowaniem, „orientacją”, gdy jego utrzymanie staje się ważniejsze od interesów strony, która go zawarła.
W trzecim nurcie polskiej polityki znajdowali się zwolennicy odzyskania niepodległości i odbudowania suwerennego państwa polskiego. Byli oni przekonani, że są w stanie tego dokonać, jeżeli zdołają skupić całość sił narodowych, wszystkie warstwy społeczne, w tym chłopów i robotników. Myśl ta, rozwijana przez naczelnika Tadeusza Kościuszkę (Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość), czy gen. Józef Bem (O powstaniu narodowym w Polsce), podejmowana w Czynie Listopadowym Podchorążych 1831 r. i podniesiona ponownie w Powstaniu Styczniowym 1863 r., znalazła kontynuatorów w działaczach Organizacji Bojowej PPS, Związku Strzeleckiego, żołnierzach Legionów, w komendancie Józefie Piłsudskim.
Jednak Niepodległość
Koniec XIX stulecia był okresem formowania się nowoczesnych partii politycznych. Jedną z takich partii na ziemiach polskich była Narodowa Demokracja. Ideologia „endecji” kształtowała się pod wpływem wewnętrznej sytuacji kraju pamiętającego klęskę powstania 1863 r. Narodowa Demokracja wybrała koncepcję „orientacji” zajmując zdecydowane stanowisko prorosyjskie. Tworzył zarys programu wiążącego przyszłość Polski z cesarstwem rosyjskim jej przywódca Roman Dmowski (Niemcy, Rosja i kwestia polska, 1909). Przy tym odbudowanie państwa polskiego, a zwłaszcza podjęcie walki o niepodległość wydawało się Dmowskiemu nie tylko czymś nierealnym, ale wręcz zagrażającym istnieniu narodu polskiego. Akcja niepodległościowa musiała by się rozwijać głównie w zaborze rosyjskim, czyli osłabiałaby Rosję. Według Dmowskiego Polacy stanęli wobec alternatywy: albo germanizacja czyli zniszczenie polskości przez Niemców, albo istnienie narodu w ramach bliżej nieokreślonej autonomii pod panowaniem Rosjan. Dlatego należało wybrać Rosję!
Rozwój wypadków po wybuchu I wojny światowej dowiódł, że potęga Niemiec okazała się mniejsza niż sądzono, a upadek carskiej Rosji nie spowodował następstw, których obawiał się Dmowski. Błąd Dmowskiego zdawał się wynikać z metody, którą usiłował on stosować konstruując swoje koncepcje polityczne. Dysponując szeroką wiedzą o otaczającej rzeczywistości, traktował ją w sposób statyczny, nie uwzględniał kierunków zmian i dynamiki rozwijających się procesów. Nie widział tworzących się zarodków nowego układu sił. Dlatego też komentując upadek caratu w lutym 1917 r. twierdził, że „Rosja jako wielkie mocarstwo zniknie z widowni historycznej na okres być może wielu pokoleń”. Po latach podobną przyszłość prorokował Niemcom, opierając się na analizie wewnętrznej sytuacji Rzeszy w okresie wielkiego kryzysu gospodarczego lat trzydziestych. Bieg zdarzeń zaskakiwał Dmowskiego i endecję, która musiała pod ich ciśnieniem porzucić orientację rosyjską, ale nie spowodowało to zmiany koncepcji politycznej, tylko zastąpienie Rosji Francją.
W innym kierunku zmierzał nurt niepodległościowy. Jego przywódcy dostrzegali możliwości działania na rzecz sprawy polskiej na terenie zaborów austriackiego i pruskiego. Stanowisko w kwestii rosyjskiej sformułował Józef Piłsudski który podkreślał konieczność walki zbrojnej z caratem i zastanawiał się, jakie siły mogłyby stać się sojusznikiem Polaków w tej walce. Piłsudski widział je w narodach ujarzmionych przez Rosję. Stąd też wynikał program odbudowy Rzeczypospolitej w dawnym wielonarodowym składzie. Te plany godziły przede wszystkim w imperialną politykę Rosji. Piłsudski przekonywał, że nawet Rosja po obaleniu caratu, demokratyczna, nie usunie narodowego ucisku na ziemiach polskich bowiem w polityce każdej Rosji znajdzie się dążenie do podporządkowania Polski polityce rosyjskiej.
Kierownictwo ruchu niepodległościowego starało się wykorzystać istniejące między zaborcami sprzeczności do utworzenia jedynej realnej wówczas siły – wojska. Mogło ono w przyszłości walczyć o sprawę polską nie tylko z Rosją. Strategię ruchu niepodległościowego przedstawił Piłsudski jeszcze w styczniu 1914 r. w czasie odczytu wygłoszonego w Towarzystwie Geograficznym w Paryżu. Jeden z obecnych, niechętny Piłsudskiemu, odnotował jego pogląd określając go jako fantazję: „Piłsudski z przekonaniem przewidywał w najbliższej przyszłości austriacko-rosyjską wojnę z powodu Bałkanów. Nie miał wątpliwości co do tego, że za Austrią staną – a właściwie już stoją – Niemcy. Wyraził następnie przekonanie, że Francja nie będzie mogła pozostać biernym świadkiem konfliktu: dzień, w którym Niemcy wystąpią otwarcie po stronie Austrii, spowoduje nazajutrz dla Francji konieczność – z mocy obowiązującego ją układu – interwencji po stronie Rosji. Wreszcie twierdził, że Anglia nie będzie mogła pozostawić Francji na łaskę losu. Jeśli zaś połączone siły Anglii i Francji będą niedostateczne, wciągnięta będzie, prędzej czy później, po ich stronie Ameryka. Następnie, analizując potencjał wojenny wszystkich tych mocarstw, Piłsudski postawił wyraźne pytanie: jaki będzie przebieg i czyim zwycięstwem zakończy się wojna? Jego odpowiedź brzmiała: Rosja będzie pobita przez Austrię i Niemcy, a te z kolei będą pobite przez siły anglo-francuskie (lub anglo-amerykańsko-francuskie). Wschodnia Europa będzie pobita przez środkową Europę, a środkowa z kolei przez zachodnią. To wskazuje Polakom kierunek ich działań”.
Przeciwnicy Piłsudskiego kwestionują prawdziwość tego zdarzenia nie mniej jednak przebieg wypadków w końcowym okresie I wojny światowej bez wątpienia potwierdził przewidywania Piłsudskiego i to on, jego obóz, objął władze w Polsce po 1918 r.
Niepodległość odzyskana i utracona
W okresie II RP niedawne podziały o tyle straciły na znaczeniu, gdyż państwo polskie powstało, co potwierdzało realizm i sensowność kierunku niepodległościowego, a likwidowało podstawy myślenia lojalistycznego, chyba, że o takie myślenie podejrzewać komunistów, którzy powiązani z Sowietami chcieli uczynić z Polski republikę sowiecką w ramach ZSRR. W każdym razie opozycja w II RP, zwłaszcza po przewrocie majowym Piłsudskiego w 1926 r., coraz silniej manifestowała orientację na Francję. A kiedy wybuchła wojna i po „sanacji” (po 17.09.1939) ona przejęła władzę (rząd Władysława Sikorskiego) to całkowicie podporządkowała politykę polską najpierw Francji, a po jej klęsce w 1940 r. Anglii. W czasie wojny dominowało cały czas myślenie orientacyjne, zabiegano o USA, a w końcowym okresie premier Stanisław Mikołajczyk usiłował nawet budować orientację na Sowiety, ale bezskutecznie, Stalin wolał od niego kolaborantów z PPR.
W Polsce „Ludowej”, po zgnieceniu podziemia niepodległościowego przez komunistów, niezależne ugrupowania polityczne zaczęły odradzać się dopiero przy końcu PRL. W tamtym okresie można było dostrzec znowu trzy nurty myślenia o polskich sprawach. Najwyraźniej zaznaczała się ponownie koncepcja „lojalistyczna” zakładająca, że w PRL mogą istnieć sfery społecznej aktywności w miarę autentyczne pod warunkiem akceptacji komunistycznych rządów nad Polską. Dlatego należało uznać „kierowniczą rolę” PZPR i „sojusz” z ZSRR. W zamian – jak sądzono – reżim PRL pozwoli na jakieś formy niezależności, co byłoby powtórzeniem pozycji Kościoła katolickiego w świeckim wykonaniu. Głoszony pogląd jakoby komunistom zależało na pomyślności kraju i trzeba z nimi rozmawiać „jak Polak z Polakiem”. Zwolennikami tej koncepcji byli ludzie z kręgów inteligencji katolickiej (Tadeusz Mazowiecki). Po rejestracji NSZZ„Solidarność” ci „Lojaliści” uważali, że dla dobra Związku trzeba z niego wyeliminować wszystkich awanturników domagających się niepodległości. Zwolennikiem takiej linii działania deklarował się wówczas Lech Wałęsa.
Drugim nurtem było myślenie o reformowaniu PRL w kierunku demokracji (socjalizm z ludzką twarzą) przy zachowaniu zasady, że reżim nie będzie przyciskany do ściany i zmuszany do stanowczych reakcji w obronie tzw. pryncypiów ustrojowych. Twórcami tego zamiaru byli dysydenci z PZPR. Najpełniej wyraził to główny ideolog tej grupy Jacek Kuroń. Wydarzenia z sierpnia 1980 r., powstanie NSZZ „Solidarność” „Reformiści” uznali za realizację ich programu. W końcu 1981 r. ogłosili – rewolucja dokonała się! Jednocześnie pojawił się termin „samoograniczającej się rewolucji”jako program działania.
„Reformiści” przekonani, że są panami sytuacji zapewniali, iż nie chcą prowokować interwencji sowieckiej i dlatego wspaniałomyślnie pozostawiają komunistom „czerwoną czapeczkę” tj. resorty spraw wewnętrznych, zagranicznych i obrony. Zwolennicy Kuronia zamierzali powoli, etapami, reformując gospodarkę, doprowadzić do sytuacji, gdy porozumieją się z Moskwą i zagwarantują interesy ZSRR nad Wisłą. Na rzecz „Reformistów” działał też ich związek z lewicowcami rosnącymi w siłę po zamieszkach 1968 r. i przekształceniach obyczajowych w Europie zachodniej, a dostrzegani przez Moskwę.
Ostatnim, najsłabiej widocznym dla postronnych obserwatorów, był nurt stawiający jako cel odzyskanie niepodległości i odbudowę suwerennego państwa wyzwolonego spod wpływów ZSRR. Przez długi czas był uważany za oderwany od realiów, awanturniczy, a nawet prowokacyjny. Jego hasła łatwiej trafiały do młodzieży, do środowisk robotniczych niż inteligenckich. Początkowo jedynie Konfederacja Polski Niepodległej dysponowała całościowym programem działania i, jak się okazało, niezwykle trafną wizją nadchodzących wydarzeń. Można się o tym przekonać czytając opracowanie Leszka Moczulskiego „Rewolucja bez rewolucji” drukowane już w czerwcu 1979 r. Lider KPN zapowiedział wybuch społecznego gniewu o charakterze rewolucyjnym. Sądził, że w trakcie eksplozji siły społeczne zorganizują ludzi w struktury niezależne od władz PRL. Przewidywał, że powstaną ugrupowania polityczne, które w trakcie kolejnych faz wytworzą alternatywny ośrodek władzy i z czasem obalą komunistyczną dyktaturę.
W sytuację „posierpniową” Konfederacja weszła z własną koncepcją taktyczną. Jej przywódca postanowił, że działacze KPN, ci najbardziej znani, nie wejdą do „Solidarności” i nie będą walczyć tam o wpływy. Moczulski sądził, że tarcia „Lojalistów” z „Reformistami” będą miały korzystny wpływ na pozycję KPN w przyszłości, skoro nie będzie ona brała udziału w utarczkach personalnych. Przywódca KPN uważał też, że z czasem doły członkowskie „Solidarności” zradykalizują się i wraz z rosnącą liczbą bezrobotnych nastąpi napływ członków do Konfederacji. Wówczas będzie można przystąpić do realizacji programu KPN w myśl założenia „pełzającej rewolucji”.
W przeciwieństwie do wizji strategicznej taktyka KPN w warunkach 1981 r. nie sprawdziła się. Przywódcy KPN, którym wytoczono proces sądowy cały czas przebywali w więzieniu, nie mieli wpływu na przebieg zdarzeń. Błędy i zaniechania Moczulskiego spowodowały kryzys w łonie kierownictwa KPN. Znalazło to swój wyraz przy końcu 1984 r. kiedy to Zygmunt Goławski, Tadeusz Jandziszak, Tadeusz Stański i Romuald Szeremietiew ogłosili wystąpienie z Konfederacji. Ale mimo niekorzystnych zjawisk w łonie KPN w jej miejsce weszła dynamiczna „Solidarność Walcząca”, zaczęły działać inne ugrupowania i powstała Polska Partia Niepodległościowa utworzona przez działaczy, którzy odeszli z KPN. Kierunek niepodległościowy rozwijał się.
Powtórka z historii
Po 1989 r., kiedy upadł PRL, rozpadł się ZSRR i komuniści utracili władzę odrodziło się formalnie niepodległe suwerenne państwo polskie w publicystyce nazywane zwykle III RP. To państwo zadeklarowało się jednak jako spadkobierca PRL, przejęcie insygniów władzy II RP przez Wałęsę od Prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego zostało zlekceważone. Ludzie, którzy przedtem sprawowali w Polsce rządy z nadania Moskwy teraz, za sprawą porozumienia Okrągłego Stołu, nie tylko uniknęli odpowiedzialności za popełnione przestępstwa, ale zachowali majątek i wpływy, wkrótce także polityczne na państwo (premier Leszek Miller, prezydent Aleksander Kwaśniewski). Charakterystyczne, że partnerami reżimu PRL w zawieranym porozumieniu byli politycy nurtów lojalistycznego i rewizjonistycznego, nie było tam niepodległościowców. I to ci pierwsi nazwani przez szefa MSW Kiszczaka konstruktywną opozycją trafili do parlamentu, tworzyli kolejne rządy marginalizując przedstawicieli formacji niepodległościowej. Do znaczenia i siły w III RP doszła opcja wybierająca „orientację” na Zachód, w której znaleźli się niedawni „rewizjoniści” posiadający związki z zachodnioeuropejską lewicą, ale też postkomuniści, poszukujący po rozpadzie ZSRR nowego pana, któremu mogliby służyć.
Funkcjonowanie państwa polskiego i dochodzenie do głosu interesów narodowych sprawiło, że na scenie politycznej pojawiły się ugrupowania stawiające na pierwszym miejscu państwo polskie, jego suwerenność i narodowe interesy w opozycji do ugrupowań, które wybrały podporządkowanie się oczekiwaniom państw Zachodu, zwłaszcza po wstąpieniu Polski do UE. Ten podział zarysował się początkowo w łonie utworzonej Akcji Wyborczej Solidarność, a wraz z powstaniem Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości, po początkowych próbach współdziałania (koncepcja PO-PiS), doszło do ostatecznego rozejścia się obu ugrupowań, przy czym Platforma Obywatelska coraz bardziej opowiadała się za podporządkowaniem Polski brukselskiej biurokracji, a PiS, lepiej lub gorzej, stara się bronić interesów Polski, suwerenności państwa, polskiej tradycji. W ten sposób dawny podział na zwolenników niepodległości i jej przeciwników przyjmujących jako najważniejsze podporządkowanie obcym znowu zaistniał. Spadek lat niewoli nie został więc odrzucony.
Oczywiście są wątpliwości czy i na ile PiS poradzi sobie z obroną suwerenności państwa polskiego i czy nie ulegnie „orientacji” podporządkowania się postępowi, tym razem tęczowemu, bowiem zwolennicy takiego rozwiązania też zdają się być w obozie Zjednoczonej Prawicy. Ale zaczyna się 2021 rok, miejmy nadzieję, że mimo wszystko Niepodległa teraz ostatecznie zwycięży.