Konserwatyzm bazuje na obronie i umacnianiu tradycyjnych wartości takich jak wiara, rodzina, honor, naród, autorytet, hierarchia. Konserwatyści, od zawsze (z różnym skutkiem), wypatrywali odpowiedniego reprezentanta swoich racji w rządzie, aż pojawił się PiS. Słuchając wystąpień czołowych posłów tej partii, konserwatyści poczuli to, czego nie czuli od lat. W końcu pojawił się ktoś mówiący w ich imieniu, w końcu ktoś reprezentujący te same wartości, w końcu ktoś twardo dający opór nadmiernemu liberalizmowi, lewackiej propagandzie, nowoczesnym wpływom tolerującym wszystkich i wszystko, tradycję stawiając na drugim planie.
Gdy pojawił się PiS, polska scena polityczna stała się czarno – biała. Jesteśmy my i oni. Jeśli jesteś konserwatystą, głosujesz na PiS, jeśli nie jesteś, głosujesz na tamtych.
Dzięki jasnym przekonaniom, tradycyjnym wartościom i twardej postawie PiS szybko zyskał przychylność wszystkich „nielewackich” wyborców, dając jednocześnie nadzieję na to, że jeszcze będzie normalnie, tradycyjnie, że to „Dobra Zmiana”.
I tak było. Do czasu.
Sukces wyborczy PIS, ukazał jak wielki i wierny jest prawicowy elektorat, dając nadzieję na złote lata polskiego konserwatyzmu. Opozycja musiała zewrzeć szyki i wejść w koalicję, gdyż żadna siła polityczna działając samodzielnie, nie była w stanie stanąć do walki z PiS.
Konserwatyści zyskali jasno zdefiniowane twarze; Jarosława Kaczyńskiego, Beaty Szydło czy Antoniego Macierewicza. Twardy elektorat tłumaczył drobne potknięcia, niezrozumiałe decyzje, a odpowiedzialność za niedociągnięcia przerzucał na barki niekorzystnych warunków politycznych. Tak konserwatyści wytłumaczyli sobie odsunięcie Beaty Szydło, skierowanie na dalszy plan Antoniego Macierewicza, upatrując w tym zamierzonego i oczywiście genialnego, planu Jarosława Kaczyńskiego.
Potem zaczęły się schody.
Najtwardszy elektorat pozostał, tłumacząc wszystko, bezrefleksyjnie wierząc. Może to też wynikać z lęku, przed powrotem starego, czyli rządów PO, przekonania że największe potknięcia PiS są lepsze, niż największe sukcesy poprzedników.
W tym momencie pojawiła się początkowo niegroźna alternatywa dla tych mniej radykalnych, dla tych, którym mimo konserwatywnych poglądów, nie wszystko w PiS pasowało – Konfederacja. Jednak wyborca prawicowy raczej ostrożny i podejrzliwy, nie do końca dał wiarę, wydawać by się mogło spontanicznemu, nowemu, „prawackiemu” tworowi. Konfederacja szybko zyskała wyborców młodych, przywiązanych do tradycyjnych wartości. Takich, którzy wcześniej albo nie brali udziału w wyborach, albo z braku zbliżonej do swoich poglądów alternatywy, zagłosowali na PiS.
Tu nastąpił pierwszy przepływ części wyborców i w tym momencie, PiS zamiast zareagować większą elastycznością, pochyleniem się ku ludziom młodym, lub zadbaniem o obecnych wyborców, odpuścił i zaczął delikatnie kierować się w stronę wyborcy centroprawicowego. Szereg bolesnych dla wyborców PiS decyzji, czy niewywiązanie się z obietnic wyborczych; repolonizacja mediów, czy całkowita dekomunizacja, wpuszczenie na ulice marszów równości w niespotykanej dotąd skali, czy dopuszczenie do wprowadzenia karty LGBT, tęczowych piątków do szkół, zachwiał poczuciem bezpieczeństwa wyborców PiS-u. Zaczęli sobie zadawać pytanie dlaczego, jeśli rządzi partia prawicowa, nic się nie zmienia, dlaczego tak to wygląda?
Przyszła pandemia, okres, który byłby ciężki dla każdej partii rządzącej, i znowu szereg niezrozumiałych decyzji. Pozwolenie na swobodne protesty Strajku Kobiet w trakcie pandemii, przy radykalnym podejściu do uczestników innych zgromadzeń, dofinansowanie sektora kultury kierowane niezrozumiałymi kryteriami, traktujące z góry wyborców, zachowania niektórych posłów. Wprowadzanie wymuszonych pandemią zakazów i wybiórcze podejście do nich, lekceważący stosunek do oburzonego elektoratu, niewyjaśnione decyzje personalne. Tego już było za wiele.
Jak pokazują sondaże, pisowski elektorat podzielił się na trzy grupy. Tą, która przychylniej spojrzała na Konfederację, tą która deklaruje, że nie weźmie udziału w kolejnych wyborach i tą nadal twardo broniącą PiS. Przestała obowiązywać zasada „my” i „oni” w odniesieniu do wyborców PiS i wyborców opozycji. Zaczęły się wewnętrzne wojny wyborców po prawej stronie. Ci, twardo będący za PiS zaczęli zarzucać zdradę, tym zawiedzionym. Zawiedzeni, bezrefleksyjność i brak obiektywizmu, tym twardym.
Nikt z konserwatystów nie zmienił jednak poglądów na tyle, by raptem zagłosować na partię opozycyjną.
Nikt nie postanowił wspierać opozycyjnych kandydatów. Aż tak bardzo poglądów się nie zmienia. Wyborcy PiS nadal pozostali przy swoich przekonaniach i wyznawanych wcześniej wartościach, jednak zaczęli odnosić wrażenie, że od tych wartości zaczął odchodzić sam PiS. Pojawiło się coraz więcej pytań, czy to PiS się zmienił, czy PiS zawsze taki był i to była część planu?
Niezależnie od odpowiedzi, pozostała ogromna grupa ludzi o poglądach konserwatywnych, która raptem poczuła się osierocona politycznie. Nie zagłosuje na Konfederację, ale nie zagłosuje również na PiS. Głośno wyrażają swoje oburzenie, nie dlatego, że zmienili front, a dlatego że liczą, że PiS jeszcze się opamięta, lub po prostu czują się zdezorientowani i oszukani. Głośno mówią, co myślą, są zawiedzeniu, czują się opuszczeni, bo przecież to PiS był ich „Dobrą Zmianą!”.
Została również grupa nadal twardo broniących PiS niezależnie od wszystkiego. Ci bardziej, niż porażek PiS, obawiają się powrotu do władzy partii opozycyjnych. Najczęściej powtarzają: „chyba nie chcesz, żeby do władzy wróciło PO” i „zaufajcie”.
Na skutek niezrozumiałych decyzji PiS, zaskakujących zwrotów akcji i sposobów działania, mamy na polskiej scenie politycznej ogromną liczbę popisowskich sierot, które czują się zawiedzione, zrezygnowane, rozgoryczone, które nauczone doświadczeniem, szybko nikomu nowemu nie zaufają. Wyborcy nadal wierzą, że PiS się opamięta, a jeśli nie, że przyjdzie ktoś, kto rozumiejąc sytuację, oczekiwania i mając takie same, konserwatywne przekonania, przygarnie ogromną rzeszę wyborców, którzy nadal oczekują „dobrej zmiany”, nie tylko w sferze obietnic, ale konkretnych działań.
A co z zaufaniem? Każdy konserwatysta powinien wiedzieć, że bezgranicznie ufać można Bogu, nie partii. Partii należy patrzyć na ręce i oceniać po działaniach. Każdy konserwatysta powinien również wiedzieć, że nie ma lepszego prezentu dla zdezorientowanej od lat opozycji, niż wewnętrzne wojny wyborców po prawej stronie. Dlatego ważne, drodzy konserwatyści abyśmy wierzyli nie w partię, a w konkretne działania, a gdy przyjdzie czas wyborów, abyśmy zgodnie z własnymi sumieniami wybrali tych, którzy w naszej opinii najlepiej o te przekonania będą dbać. Ważne, żebyśmy głośno mówili, co myślimy, jakie mamy obawy i pretensje a wszelkie działania przełożyli na umacnianie rzeczy dla nas ważnych, a nie wewnętrzne podziały i osłabiające nas jałowe wojny, bo przecież wszystkim nam zależy na tym samym. Ważne, aby ktoś naszego głosu wysłuchał, byśmy w dniu wyborów mogli zagłosować na partię, która zadba o nasze wartości. Byśmy mogli zagłosować za kimś a nie tylko przeciwko komuś. Tego sobie i wam życzę.
2 komentarze
Jak zwykle celnie.
Szanowna Pano Matko. Rzadko zgadzam się z Pani poglądami, głównie z powodów ideologicznych. Nie mniej uważam, że większość błędów omawianej formacji politycznej oceniła Pani trafnie i obiektywnie. Myśle, że zainteresowanie się naczelnika Pisowego, poglądami młodego pokolenia naszego narodu, wpłynie na polepszenie współżycia wzajemnego większości społeczeństwa, cokolwiek to znaczy. Zresztą przyszłość ojczyzny zależy od zaangażowania sie młodych w życie samorządowo polityczne. Starzy, łącznie ze mną niech idą na grzyby albo do Mac Donalda z wnuczkami. I tego Nam i Wam życzę.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.