Komisja Nadzoru Finansowego wydała fatalną w skutkach decyzję. Po ośmiu latach starań o kredyt w bankach wszystko zakończyło się fiaskiem, od którego trudno się odwołać. Money.pl jako pierwszy opisał historię Cinkciarza. To typowo polski fintech, który mógł być polskim Revolutem. Widocznie komuś w kraju nad Wisłą na tym nie zależało…
„Grupa Conotoxia, do której należy kantor walutowy Cinkciarz, desperacko szuka finansowania na rynku. Jak ustalił money.pl, założyciel i prezes firmy Marcin Pióro zwrócił się z prośbą o pożyczkę do prezesa NBP Adama Glapińskiego. Poprosił go również o pomoc przy uzyskaniu licencji bankowej”
– czytamy na portalu biznesowym.
Spotkanie bez efektów
Nie pomogło spotkanie grupy kapitałowej Conotoxia, do której należy kantor walutowy Cinkciarz. Ten ostatni potrzebuje pożyczki. Zdaniem dziennikarzy Money.pl „prezes Marcin Pióro spotkał się w tej sprawie z prezesem Narodowego Banku Polskiego Adamem Glapińskim i jego zastępczynią Martą Kightley”.
„Spotkanie miało miejsce w siedzibie NBP 24 września, czyli niewiele ponad tydzień przed tym, jak Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) cofnęła Conotoxii zezwolenie na świadczenie usług płatniczych, co jeszcze bardziej skomplikowało sytuację całej grupy kapitałowej o tej samej nazwie”
– czytamy na Money.pl
Sprawę podjął także konserwatywny portal tygodnika „Do Rzeczy” – dorzeczy.pl, który porównał dzieje Revoluta i Cinkciarza.
„Cinkciarz ma historię równie romantyczną co Revolut. Młody informatyk po powrocie z pracy w Wielkiej Brytanii postanowił otworzyć kantor w jednym z zielonogórskich hipermarketów. A że miał kredyt we frankach, to postanowił stworzyć usługę wymiany walut online. I tak się zaczęło. Dziś – jak czytamy w money.pl – grupa Conotoxia, do której należy Cinkciarz, ma milion klientów. Z jej karty multiwalutowej korzysta 130 tys. klientów a z jej bramki płatniczej – 400 sklepów internetowych. Gdyby Conotoxia uzyskała licencję bankową, stałaby się jedenastym największym bankiem w Polsce i mogłaby konkurować jak równy z równym z Revolutem”
– opisuje sprawę Dorzeczy.pl
Kogo więc wspiera nolens volens KNF?
Kim lub czym tak naprawdę jest Revolut? Ważny jest tutaj rosyjski wątek całej „revolutowej” układanki.
„Revolut to dziś globalna marka z piękną legendą ułożoną przez firmy najlepsze firmy PR-owskie. Oto w 2014 r. w Londynie spotkało się dwóch 30-latków – Nikolay Storonsky opowiedział Vladowi Yatsence o pomyśle stworzenia karty multiwalutowej z aplikacją w smartfonie. Koledzy założyli spółkę, w którą Storonsky zainwestował 300 tys. funtów, rzekomo zaoszczędzonych podczas pobytu w Londynie. Aplikacja oczywiście okazała się strzałem w dziesiątkę i zaczęła błyskawicznie zyskiwać na popularności. Start-upem szybko zainteresowały się międzynarodowe fundusze, wpompowały w spółkę setki milionów dolarów i tak powstał Revolut, którego dziś zna cały świat. W tej filmowej historii niestety notorycznie pomija się kilka drobnych faktów. Chociażby takich jak to, że ojciec Storonskiego pracował w spółce-córce Gazpromu. Albo że jednym z pierwszych inwestorów, którzy uwierzyli w ten londyński start-up, był rosyjski oligarcha Jurij Milner posądzany o kierowanie gigantycznymi farmami trolli”
– odkrywa karty Dorzeczy.pl.
Polski Cinkciarz mógłby być spokojnie polskim Revolutem, gdyby tylko uzyskał pożyczkę.
„(…) po spotkaniu z przedstawicielami banku centralnego prezes Conotoxii napisał list do prezesa NBP. Ubolewa w nim nad problemami płynnościowymi i postawą sektora bankowego, który nie chce finansować jego firmy. I prosi bank centralny o dużą pożyczkę. Jak czytamy w liście Marcina Pióry do Adama Glapińskiego z 25 września, kwota niezbędnego kapitału obrotowego pozwoliłaby na szybki rozwój spółki – to od 100 do 500 mln zł, zaś kredytu inwestycyjnego: od 100 do 300 mln zł. Miałoby to „zrównoważyć przepaść konkurencyjną z Revolutem”. Pióro rozważa również „ewentualną sprzedaż ok. 3 proc. wartości udziałów holdingu podmiotom operującym środkami Skarbu Państwa”
– informuje Money.pl
Dla Polaków najważniejsze powinno być to, czy Cinkciarz ma szansę rywalizować skutecznie z Revolutem. Bez wątpienia tak właśnie jest!
„Plan rywalizacji z Revolutem (bank, obsługuje 4 mln klientów w Polsce) nie jest niczym nowym. Prezes Conotoxii (obsługuje 1 mln klientów) mówi o nim publicznie od 2021 r. Wtedy szacowana wartość jego firmy wynosiła między 600 mln a 1,8 mld dol. Aktualnie, zdaniem prezesa Conotoxii, jest znacznie wyższa. Jak pisze Pióro w liście, Cinkciarz.pl w ostatnich latach jest jednym z największych kantorów w Polsce, osiągając obroty w wysokości 30 mld zł rocznie”
– wskazuje Money.pl
Polska firma posiłkuje się wyłącznie kapitałem krajowym, wypracowanym stopniowo poprzez własną działalność.Pożyczka byłaby dla niej niezbędna dla skutecznego podbijania rynki i zaistnienia na GPW w Warszawie.
„Zamiast tego Cinkciarz mierzy się dziś z konsekwencjami decyzji KNF, która z dnia na dzień cofnęła Conotoxii zezwolenie na świadczenie usług płatniczych z powodu „braku zapewnienia ostrożnego i stabilnego zarządzania działalnością w zakresie usług płatniczych”. W jej wyniku klienci z dnia na dzień zostali odcięci i od bramki płatniczej, i od swoich kart multiwalutowych. Tysiące podróżnych podczas wakacji, setki przedsiębiorców i wielu innych Polaków, którzy nagle nie mieli dostępu do swoich pieniędzy”
– puentuje dziennikarz Dorzeczy.pl
Wydaje się, że decyzja KNF, która z dnia na dzień cofnęła Conotoxii zezwolenie na świadczenie usług płatniczych z powodu „braku zapewnienia ostrożnego i stabilnego zarządzania działalnością w zakresie usług płatniczych” nie była przypadkowa. „W jej wyniku klienci z dnia na dzień zostali odcięci i od bramki płatniczej, i od swoich kart multiwalutowych. Tysiące podróżnych podczas wakacji, setki przedsiębiorców i wielu innych Polaków, którzy nagle nie mieli dostępu do swoich pieniędzy” – czytamy na konserwatywnym portalu.
Money.pl ujawnił korespondencję Conotoxii z KNF z sierpnia tego roku, z której wynika głównie brak dobrej woli po stronie polskiego państwa… Za to związany z Rosjanami Revolut może otwierać szampana.
Robert Wyrostkiewicz – dziennikarz