Site icon ZycieStolicy.com.pl

Czy rząd popełnił błąd sprowadzając Polaków z zagranicy?

lotdodomu

Rząd mógł popełnić błąd sprowadzając do Polski 42 tys. potencjalnych nosicieli koronawirusa. Nawet jeśli byli w kwarantannie, to członkowie ich rodzin mogli swobodnie  poruszać się po kraju.

 Informacja ta, chociaż przekazana przez Premiera Mateusza Morawieckiego na konferencji 31 marca, nie odbiła się większym echem. Od 1 kwietnia każdy kto przyjedzie do naszego kraju będzie poddany przymusowej dwutygodniowej izolacji. Jeśli nie będzie chciał tego uczynić, ma do wyboru kwarantannę domową. Z tą jednak różnicą, że kwarantanna obejmie wszystkich członków rodziny oraz osoby mieszkające, czy przebywające z daną osobą (czyli także współlokatorów).

Do tej pory zgodnie z paragrafem 2 ust. 2 pkt. 2 rozporządzenia Ministra Zdrowia w sprawie ogłoszenia na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej stanu epidemii: „osoba przekraczająca granicę państwową, w celu udania się do swojego miejsca zamieszkania lub pobytu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej jest obowiązana odbyć po przekroczeniu granicy państwowej obowiązkową kwarantannę (…) trwającą 14 dni, licząc od dnia następującego po przekroczeniu granicy.

 Zasady te zmieniły się dopiero od 1 kwietnia. Jak możemy przeczytać na stronie gov.pl:

„Rozszerzamy listę osób, która będzie podlegała obowiązkowej kwarantannie domowej. Będą nią objęci wszyscy, którzy mieszkają z osobą kierowaną na kwarantannę. Zasady będą obowiązywały osoby, które przebywają w jednym mieszkaniu z osobami kierowanymi na kwarantannę od środy 1 kwietnia 2020. Jeśli więc jeden z Twoich domowników (współlokatorów) poddany zostanie kwarantannie od 1 kwietnia 2020 z powodu: a) powrotu z zagranicy b) kontaktu z zarażonym – Ty również będziesz musiał ją odbyć.”

Janusz w kwarantannie, a Grażynka na zakupy

Jeśli nadal do was nie dociera skala potencjalnego zagrożenia, już spieszę z przykładem.

Janusz Kowalski na co dzień pracuje we Włoszech, w pechowej Lombardii. Jakimś cudem udało mu się wrócić do Polski (zawieszono połączenia lotnicze, ale samochodem dało się do Polski wjechać). Pan Janusz na podstawie rozporządzenia Ministra Zdrowia miał do tego prawo. Stosując się do obowiązujących przepisów wypełnił ankietę, wrócił do swojego mieszkania na warszawskim Mokotowie, gdzie mieszka jego syn oraz żona Grażynka. Chłopina siedział bite dwa tygodnie w chałupie uprzykrzając życie swoim domownikom, którzy już odwykli od wiecznie rozprawiającego o złotych latach piłki nożnej fanatyka wędkarstwa. Ponieważ trzeba jeść, Grażynka która jest dobrą żoną (a na co dzień pracuje na poczcie), kupowała swojej głowie rodziny pyszną szyneczkę z osiedlowego sklepu, a po drodze wchodziła do Biedronki, co by tu chłopu umilić pobyt w chałupie kilkoma łykami ulubionego piwa w czarnej puszce. Janusz co prawda trochę kichał, ale nacieranie spirytusem i potężna dawka „TVP24” postawiła go na nogi. To pewnie grypa, którą gorzej w przeszłości przechodził. Jego syn też trochę kichał miał parę dni pod rząd temperaturę 37,5 stopnia, ale też już jest zdrowy. Najlepiej trzyma się Grażynka, która jak to zaprawiona w życiu i orce na dwóch etatach trzyma się niczym pancerna dywizja Waffen SS.

Janusz mógł być chory na COVID-19, mógł też nie być chory. Chodzi o fakt, że mając do czynienia z najbardziej przenośnym i trwałym wirusem od kilkudziesięciu lat pozwalaliśmy, aby osoby które mogły go mieć, obcowały z innymi, które się normalnie poruszały po mieście.

Stracone dwa tygodnie

Takich Januszów sprowadziliśmy – tylko w ramach programu LOTdoDomu – 42 tys.. 42 tysiące potencjalnie chorych osób, które przebywały z potencjalnie 42 tys. Grażynkami. Członków rodzin mieszkających z osobami przebywającymi w kwarantannie było znacznie więcej. Nie sposób też policzyć ilu Polaków przyjechało do Polski samochodem, czy autokarami – jak pacjent zero.

Gdy walczyliśmy z wirusem jak mogliśmy, gospodarka zaczęła się krztusić i praktycznie dostała biegunki. Na własne życzenie sprowadziliśmy co najmniej 42 tys. potencjalnych nosicieli. Pozwoliliśmy ich rodzinom mieć z nimi swobodny kontakt, a te następnie chcąc normalnie funkcjonować, chodziły na zakupy i stały w potężnych kolejkach po papier toaletowy i makaron… Nie wiem jak wy, ale ja zaczynam mieć wątpliwości po co była ta cała kwarantanna i że są to stracone dwa tygodnie. Czym opisana powyżej sytuacja różni się od Włochów odwiedzających swoich bliskich na oddziałach zakaźnych? No tym, że możliwości zakażenia było znacznie więcej, a kontakt z chorym był znacznie dłuższy.

Obym się mylił, ale za cenę powrotu 42 tys. osób, które mogły przecież zostać pod opieką polskich ambasad, lub od początku epidemii zostać w izolacji lub w kwarantannie ze wszystkimi swoimi domownikami, doprowadziliśmy do potężnego rozwoju epidemii, który będzie tylko przyśpieszał, a pierwsze efekty „narodowej kwarantanny” będą widoczne dopiero za 3-4 tygodnie.

Równowaga dóbr

No tak, ktoś komu moje tezy się nie spodobają zarzuci mi hipokryzję, bo sam siedzę nad Wisłą i najlepiej zakazałbym powrotu do Polski wszystkim z zagranicy, którzy przecież mogli być zdrowi. Powiem tak, a niechby wracali, ale żeby ich domownicy także byli w kwarantannie. W przeciwnym przypadku (taki jak mieliśmy do 31 marca) cała kwarantanna była iluzją i była kompletnie bez sensu. Dojechaliśmy tylko naszą gospodarkę o kolejne 2 tygodnie przestoju.

Co do wracających, to jest inna kwestia. Zależy kto i w jakim charakterze wrócił. Jeśli wyjechałeś do Włoch, czy jakiegoś azjatyckiego kraju w dobie pandemii to zwyczajnie jesteś idiotą, który nie słuchając się zaleceń polskich służb narażasz swoje życie i innych. Nie różnisz się wiele od gościa, który postanowił dotknąć metalowym prętem kabla z wysokim napięciem. Oczekując teraz wsparcia rządu i innych jesteś ciężarem dla społeczeństwa na własne życzenie. Jeśli jesteś emigrantem zarobkowym, który odprowadza składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne poza Polską i nie może nachwalić się jak to wspaniale żyje się w Niemczech, Francji czy na Wyspach i nagle wracasz do Polski licząc na mega służbę zdrowia, jesteś hipokrytą. Podobne zdanie mam o ludziach, którzy słysząc, że panuje epidemia postanowili reaktywować swoje życie towarzyskie, nagle po 10 latach przerwy zaczęli biegać lub chlać na bulwarach.

Obym się mylił

Na zakończenie powiem, że moim największym marzeniem jest to, abym się mylił. Niczego bardziej nie pragnę. Zapiszcie ten felieton, wytykajcie mi, że się myliłem, że jestem nieukiem, że nie miałem racji i zasiałem tylko panikę. Ważne tylko bylebyście byli zdrowi (ja też) i abyśmy normalnie wrócili do swojego codziennego życia i pracy już wkrótce. Inaczej cała gospodarka, budżet i finanse powrócą do stanu sprzed wejścia do Unii.. Lubelskiej.

Trzymajcie się zdrowo!

Exit mobile version