Site icon ZycieStolicy.com.pl

Co dalej z Michniewiczem?

Michniewiczem

Co dalej z Michniewiczem?

Mam problem z selekcjonerem (jeszcze) reprezentacji Polski Czesławem Michniewiczem. Nie, nie personalny, ani tak zwyczajny, ludzki, bo prywatnie nic do chłopa nie mam. Więcej, pan Czesław da się lubić.

Mniej więcej dekadę temu, gdy Podbeskidzie Bielsko-Biała walczyło o utrzymanie w Ekstraklasie, działacze klubu spod Klimczoka zatrudnili właśnie Michniewicza, by ten ugasił pożar i przedłużył „Góralom” miejscówkę w futbolowej elicie. Kolega, wtedy jeden z najbardziej znaczących piłkarzy Podbeskidzia, opowiedział mi wrażenie, jakie pozostawił Michniewicz po powitalnym spotkaniu z zawodnikami. „Wszedł do szatni. Taki pewny siebie. W elegancko skrojonym garniturze, z drogim zegarkiem na ręku. Pewny siebie, wygadany. No, europejski taki. Na powitanie wysłał nam przekaz, że z nim to my na pewno nie spadniemy” – wspominał mi kumpel – piłkarz.

I tu nic się nie zmieniło. No, może poza marką zegarka na przegubie trenera, bo pewnie po kolejnych dziesięciu latach w zawodzie, dziś nosi jeszcze lepszy i jeszcze droższy. Pewny swoich umiejętności i wygadany jest nadal. Można jedynie założyć, że po powrocie z mundialu w Katarze głowę nosi o kilkadziesiąt centymetrów wyżej niż wchodząc do szatni w Bielsku-Białej.

No i tu wracamy do problemu. Czesław Michniewicz bowiem, w przeciwieństwie do rzeszy kibiców, jest bowiem przekonany, że jego drużyna wychodząc na Półwyspie Arabskim z grupy, osiągnęła sukces. I mniejsza o to, że Biało – Czerwoni bez stylu, pomysłu i jakiejkolwiek myśli taktycznej, z tej grupy się wyczołgali. Cel został zrealizowany, więc we własnym mniemaniu Michniewicz uważa, że nie ma podstaw, by wygasający z końcem grudnia jego kontrakt z PZPN na prowadzenie kadry narodowej, nie został przedłużony.

I w sumie, patrząc jedynie, przez pryzmat wyniku i zrealizowanych zadań, trener ma rację. Miał utrzymać Polskę w Dywizji A Ligi Narodów? Utrzymał. Miał pokonać w barażu o awans do mistrzostw świata? Pokonał? W Katarze wyszedł z grupy po 36. latach oczekiwania? Wyszedł. Zatem – zamiast nerwowo obgryzać palce i czekać na decyzję prezesa związku Cezarego Kuleszy – szkoleniowiec ze spokojną głową powinien się pakować przed wyjazdem na zasłużony urlop.

A co do Kuleszy, to szef PZPN sam sobie zrobił kuku. Wiedząc, że za Michniewiczem od lat ciągnie się niewyjaśniona kwestia jego 711 połączeń telefonicznych z szefem piłkarskiej mafii ustawiającej wyniki meczów w Polsce, niejakim „Fryzjerem”, powinien go w ogóle nie zatrudniać. A skoro już to zrobił, a Michniewicz zrealizował postawione przed nim cele, to nie powinno być dylematu – selekcjoner ma zostać, czy też szukać nowego? Oczywiście, że powinien kontynuować swoją pracę! Wszak człowieka poznacie po uczynkach jego. Nie ma co szukać kwadratowych jaj i kolportować wieści o domniemanym konflikcie trenera z liderami drużyny – Robertem Lewandowskim i Piotrem Zielińskim, upubliczniać, że przed meczem z Francją zamiast nad taktyką, trener łamał sobie głowę nad sposobem podziału premii od premiera. To już było.

Teraz prezes Kulesza musi pokazać, że ma kręgosłup i nie ugiąć się pod naciskiem tych, dla których Michniewicz dziś jest „be” i pozwolić mu kontynuować pracę przynajmniej do zakończenia rozpoczynających się w marcu eliminacji do mistrzostw Europy 2024. Inaczej wyjdzie na niepoważnego działacza, który po zaledwie dwunastu miesiącach współpracy zwalnia trenera, który należycie, wywiązał się z postawionych przed nim celów. Inna kwestia, to czy znajdzie równie skutecznie działającego szkoleniowca. I równie taniego. Bo 200 tysięcy złotych, jakie co miesiąc kwituje z kasy PZPN Michniewicz pozbawia tchu każdego z nas, ale na porządnych, w miarę utytułowanych trenerach z Europy wielkiego wrażenia by nie zrobiło. Im trzeba by było płacić  zdecydowanie więcej. Przykładem dezerter Paulo Sousa, który zanim pozostawił naszą kadrę i zwiał do brazylijskiego Flamengo ( z którego zresztą już go pogonili), to kasował od PZPN 100 tysięcy euro miesięcznie.

A o Michniewicza jestem spokojny. Na pewno znajdzie się jeszcze niejedna szatnia, do której wejdzie i z miejsca zaczaruje swoim urokiem piłkarzy.

Piotr Radomski

Exit mobile version