Site icon ZycieStolicy.com.pl

Ciągnik z jacuzzi, czyli pan minister się żeni

minister

Ciągnik z jacuzzi, czyli pan minister się żeni

Mówi się, że ślub to pierwszy krok do rozwodu. Oczywiście, to klasyczne spłycenie tematu, bo są miliony małżeństw, które od momentu powiedzenia sobie sakramentalnego „Tak” pozostają w związku do grobowej deski. Ale nie zmienia to faktu, że liczba rozpadających się małżeństw w Polsce robi wrażenie. W pierwszym kwartale na wokandę trafiło ponad 20 tysięcy pozwów rozwodowych. Tyle samo było w analogicznym okresie ubiegłego roku. Przyznaje, że jestem w tym gronie, bo na początku sierpnia sąd zakończył moje małżeństwo po 17. latach jego trwania. To smutny moment dla każdego człowieka, który tego doświadczy. Ale, jak to w życiu, zdarza się, że uczucie wygasa, zanika, a pozostają dwa wyjścia: albo udajemy, że jest OK (np. przed dziećmi) i męczymy się ze sobą idąc razem przez życie, szczekając na siebie, kłócąc się o źle położoną szczoteczkę do zębów na umywalce i niedokładnie przykręconą deskę klozetową, trwamy w marazmie, mimo że każdego dnia coraz więcej zachowań i małych gestów partnera nas wkurza. Albo uznajemy, że nadszedł moment, by każdy z małżonków ruszył swoją drogą. Grunt żeby po wszystkim móc do niedawna drugiej połówce, bez wstydu spojrzeć w twarz. „Nasza” pani sędzia była mocno zdziwiona, kiedy zgodnie oznajmiliśmy, że bardzo się lubimy jako ludzie, tyle, że już się nie kochamy i nie chcemy być razem. I tyle.

Ale dosyć o rozstaniach. Porozmawiamy o czymś przyjemniejszym – zaślubinach. I to nie byle jakich, przy byle muzyce i garstce gości. Ostatnio w sieci błysnął wiceminister rolnictwa Norbert Kaczmarczyk. Do tej pory dla Polaka interesującego się polityką ze względu na inflację i podwyżki, postać kompletnie anonimowa. Nijaki taki, jakby powiedział klasyk. I ów pan Kaczmarczyk, nie mając za wiele do powiedzenia i zaoferowania w sferze sprawowanego urzędu pochwalił się – i dziś z tego powodu na sto procent pluje sobie w brodę! – swoim hucznym weseliskiem. Na pięciuset chłopa! A jak! Pan ma dolar, pan się bawi – jak mawiali starzy Rzymianie.

Do kotleta, naturalnie schabowego, gościom przygrywał Bayer Full. Legendarny zespół disco polo. Mniej zorientowanym tłumaczę, że to ta kapela od „Wszyscy Polacy to jedna rodzina, chłopak i dziewczyna…”

A jako, że my wszyscy jesteśmy jedną rodziną, to jako rodzina ministra Kaczmarczyka czuję się obrażony, że nie umieścił mnie na liście gości. Pewnie toastu za zdrowie młodych bym nie chlapnął, bo dla mnie jeden to za dużo, a cysterna to za mało, ale chętnie zjadłbym coś z uginających się – jak wieść gminna niesie – pod ciężarem żarcia stołów.

Już samo wesele wkurzyło gawiedź. No bo jak tu w czasach galopującego kryzysu wykarmić tyle luda? Skąd wziąć na na zapłacenie Bayer Fullowi, który za drobny bajer nie tworzył przaśnego, ale naszego, polskiego muzycznego klimatu? Od razu pojawiły się głosy, że pan Kaczmarczyk, to musi mieć kasy jak lodu. Ale skąd? Skoro ministerialna pensyjka cieniutka? I hejterzy wzięli na języki Bogu ducha winnego polityka, który raz w życiu chciał żeby było o nim głośno.

Ale to jeszcze nic. Pan minister rozpalił internetową gawiedź do czerwoności, gdy ujawnił, że dostał w prezencie ciągnik za półtora miliona złotych. Serio! Za półtorej bańki! Byłem w szoku, bo dotąd nie wiedziałem nawet, że tak drugie traktory produkują. Chyba z klimą, jacuzzi i ponętnymi masażystkami w kabinie…

Teraz biedny pan Norbert się tłumaczy, że traktor nie jego, ale brata, który chciał zaszpanować, że ma gest i zażartował, że daje go młodym w prezencie, a tak naprawdę to nie dał, że wesele było skromne, a Bayer Full to w ogóle zagrał tylko trzy piosenki.

Jaki z tej opowiastki morał – im ciszej jedziesz, tym dalej zajedziesz. Zwłaszcza ciągnikiem za półtorej bańki.

Piotr Radomski

Exit mobile version