Wykułem sobie ostatnio nieco banalną i lekko żartobliwą tezę, że podczas kryzysów i zawirowań, jakie są nieodłączną cechą każdego społeczeństwa demokratycznego, najlepiej sprawdzają się instytucje, które z demokracją nie mają nic wspólnego. Naturalnie, przejrzeli mnie Państwo od razu i wiecie już, że w niniejszym tekście będzie akcent wojskowy, co jest zgodne z prawdą, ale zaznaczam natychmiast, iż armia, podczas kabał wewnętrznych, nie odgrywa roli wiodącej, a ustępuje pola służbom podległym Ministrowi Spraw Wewnętrznych i Administracji. Ponieważ o robocie policyjnej – szczególnie tej, podejmowanej w sytuacjach zagrożenia ogólnonarodowego – większego pojęcia nie mam, dlatego wolałbym się skupić na roli Sił Zbrojnych, a właściwie ich najbardziej specyficznym komponencie – Wojskach Obrony Terytorialnej (WOT).
WOT powstały kilka lat temu z inicjatywy ówczesnego szefa resortu obrony, Antoniego Macierewicza i od razu towarzyszyła im zła prasa. Mam tutaj na myśli prasę zbliżoną do kół liberalnych, związanych z opozycją totalną, która krytykowała w czambuł wszystkie posunięcia rządu Zjednoczonej Prawicy. Dziś brzmi to groteskowo i wręcz bzdurnie, ale przypominają mi się frazy, padające także z sejmowej mównicy, określające tych żołnierzy mianem „bojówek Macierewicza”, a także, wyssane z najbrudniejszego palucha domniemania, że WOT-y powstają po to, aby dokonywać aresztowań polityków opozycji. Jeśli ktoś z Czytelników pokręcił teraz głową z niedowierzaniem, to proszę sobie przypomnieć wrzaski i histerie zarzucające obozowi rządzącemu wprowadzanie autorytaryzmu i sugestie, że więcej demokratycznych elekcji już w Polsce nie będzie. Aktualnie, autorzy tamtych absurdów mają się świetnie, zapewne pozmieniali kolejny raz barwy partyjne lub redakcyjne i opowiadają kolejne androny, na szczęście trzymając się z daleka od Obrony Terytorialnej.
Obrona Terytorialna nie trzyma się z daleka od społeczeństwa i wielokrotnie udowodniła swoją przydatność. Sztandarowym przykładem może być zaangażowanie jej pododdziałów w niesienie pomocy mieszkańcom podtopionych domostw, choćby w małopolskich i podkarpackich miejscowościach, które żywioł nawiedził wiosną ubiegłego roku. To właśnie żołnierze WOT pospieszyli na ratunek jako jedni z pierwszych, wspierając walczących z wodą strażaków. Generalnie nie mam zamiaru pastwić się nad przegranymi, ale muszę wspomnieć, że w tym samym czasie, kiedy służby układały na wałach przeciwpowodziowych worki z piaskiem, to Grzegorz Schetyna i Rafał Trzaskowski zajęci byli nagrywaniem spotu, przed zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego. Tamten wyczyn określam mianem dziwnego, ale żyjemy w wolnym kraju i każdy może robić to, co uważa za stosowne, gdyż taka jest cena demokracji.
Ceną demokracji, tej bezprzymiotnikowej, jest łożenie środków finansowych na resorty siłowe. Aby obywatele mogli robić rzeczy dowolne, państwo musi utrzymywać część swojej populacji w permanentnej gotowości do wykonywania zadań, zagrażających życiu i zdrowiu. Dokładnie tak jest podczas obecnego zagrożenia koronawirusem. Kilka dni temu, z wielkim wzruszeniem odczytałem w przestrzeni medialnej wpis, w którym Terytorialsi informowali opinię społeczną o podjęciu działań wspomagających i opiekuńczych żołnierzy Armii Krajowej, mieszkającymi na terenie całego kraju. Dla mnie osobiście stała się rzecz wyjątkowa – nagle byliśmy w stanie odejść od naszej narodowej specjalności, czyli doraźnego szarżowania w pełnym galopie, z szablą uniesioną nad głową i przeszliśmy do przygotowanych wcześniej działań systemowych. Od Rzeszowa po Szczecin zorganizowaliśmy siły i środki funkcjonujące na rozkaz, w sposób opisany regulaminem oraz ciągły. Jakby tego było mało, pojawiła się kolejna widomość, tym razem spod ręki samego Mariusza Błaszczaka, anonsująca, że żołnierze WOT-u wesprą Urząd Lotnictwa Cywilnego (ULC) przy pomiarze temperatury osób przylatujących do Polski. Akcja została zorganizowana na kilkunastu lotniskach i w niezwykle krótkim terminie. Wypracowano więc sytuację, w której Policja, Straż Graniczna i Wojska Operacyjne wykonują swoje zadania statutowe, bez potrzeby angażowania części sił do czynności dodatkowych, a bataliony OT biorą na siebie ciężar wspierania ULC. Uważam, że powinno się to znaleźć na pierwszej stronie wszystkich tytułów prasowych i być głównym tematem serwisów informacyjnych. Należy sobie zadać pytanie, czy strona rządowa będzie w stanie przebić się ze swoim przekazem przez kakofonię wieści śmieciowych i dezinformacji.
Dezinformacja króluje w czasach chaosu od zawsze. Strach, napięcie i znużenie powodują, że ludzie zaczynają tworzyć tezy, które nie mają najczęściej nic wspólnego ze stanem faktycznym. Należy to zwyczajnie zrozumieć i starać się zachować zdrowy rozsądek. Gorzej jest, jeśli stany wyjątkowe są wykorzystywane do brutalnej walki o władzę, a dystrybucją wieści nieprawdziwych zajmują się politycy, z nazwiskami okupującymi nagłówki gazet. To powinno być ścigane z całą bezwzględnością oraz surowo karane i mam nadzieję, że po uporaniu się epidemią, odpowiednie przepisy zostaną wprowadzone. Jeśli zetkną się Państwo, już w czasach spokoju, z kolejnymi wyliczeniami o kosztach utrzymania WOT, to wspomnijcie ludzi w mundurach działających na lotniskach i pomyślcie sobie, że taka jest właśnie cena demokracji.
Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 16 marca 2020 r.
*Zdjęcie tytułowe pochodzi z profilu na Twitterze Ministerstwa Obrony Narodowej
2 komentarze
Mądre, racjonalne spojrzenie na WOT i ich misję. Dzięki za artykuł!
Wspaniałe, kiedyś kolega mnie zapytał po co te WOT-y odpowiedziałem że musi być ktoś kto po wielkim bałaganie będzie mógł posprzątać odpowiedzialnie. Sama inicjatywa na 6+ zaangażowanie ludzi na 5 czego więcej? Powodzenia.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.