Site icon ZycieStolicy.com.pl

„Ataki medialne nie robią na mnie większego wrażenia” – wywiad z sędzią Łukaszem Piebiakiem

Sędzia Łukasz Piebiak

NSA stał niezwykle kluczową instytucją której orzeczenia mają daleko idący wpływ zarówno relacje biznes-samorząd, biznes-państwo, politykę fiskalną państwa… jak Pan w tym kontekście zaakcentowałby swoje doświadczenie w sprawach gospodarczych. Jakie dostrzega Pan plusy jakie minusy.

Ł.P. NSA od zawsze był sądem nie tylko formalnie równym Sądowi Najwyższemu ale i takim, którego orzecznictwo wcale nie było mniej istotne niż orzecznictwo SN. To, że do świadomości społecznej fakty te przebijają się z dużą trudnością to tylko pochodna kognicji tychże sądów. Bardzo wielu obywateli sądownictwo jako takie niemalże utożsamia z sądownictwem karnym bo ono jest, proszę wybaczyć sformułowanie, najbardziej widowiskowe. Są też i tacy obywatele, którzy kojarzą jeszcze sądy cywilne, pracy czy rodzinne gdyż te piony sądownictwa zajmują się sprawami, które mogą się przytrafić i dość często przytrafiają się przeciętnemu człowiekowi. Nad tymi wszystkimi pionami sądownictwa sprawuje kontrolę judykacyjną SN i to tam zapadają kluczowe rozstrzygnięcia, często szeroko komentowane w mediach, a zatem docierające do świadomości masowej. Sądy gospodarcze, również podlegające SN, jak i cała odrębna struktura sądownictwa administracyjnego to sądy, w których przeciętny obywatel znajduje się rzadko, zwłaszcza jako strona, a ich rozstrzygnięcia nie wywołują takich emocji jak te towarzyszące zbrodniom czy konfliktom rodzinnym. Tam z reguły występują przedsiębiorcy potykający się między sobą lub z organami administracji publicznej, postępowania opierają się na dokumentach, a rozstrzygnięcia laikowi rzadko coś mówią. Nie oznacza to jednak, że nie mają znaczenia. Mają bardzo duże znaczenie dla nas wszystkich albowiem od nich zależą np. możliwości płatnicze państwa (sprawy podatkowe), stan środowiska naturalnego, ład przestrzenny czy choćby dostęp do informacji publicznej. Z kolei w sprawach gospodarczych, w których przez lata orzekałem, sprawność funkcjonowania sądów przekłada się wprost na stan gospodarki albowiem pozwala na prowadzenie bez poważniejszych zakłóceń działalności gospodarczej, a to przecież m.in. dzięki przedsiębiorcom państwo może funkcjonować, a ludzie mają pracę. Przechodzenie sędziów z pionu gospodarczego sądownictwa powszechnego do pionu sądownictwa administracyjnego jest czymś co można obserwować od lat. Wielu sędziów gospodarczych z Warszawy, od których uczyłem się fachu jest teraz sędziami WSA w Warszawie lub NSA i z tego co słyszałem cieszą się w tych sądach bardzo dobrą opinią. Wydaje mi się, że sędziemu orzekającemu w sprawach gospodarczych stosunkowo łatwo odnaleźć się w sądownictwie administracyjnym albowiem i tu, i tu pracuje się głównie na dokumentach, strony występują z reguły z zawodowymi pełnomocnikami, a spór ma charakter sporu o prawo, a nie o ustalenia faktyczne. Mój przypadek jest o tyle szczególny, że przez półtora roku orzekałem w Sądzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów, jedynym sądzie powszechnym w Polsce, w którym rozpoznawane są sprawy stricte administracyjne albowiem takimi są sprawy wszczęte na skutek odwołań od decyzji regulatorów rynku np. Urzędu Komunikacji Elektronicznej, Urzędu Regulacji Energetyki czy Urzędu Transportu Kolejowego. Sprawy te dość powszechnie uważane są za trudne, często kompleksowe i o poważnych konsekwencjach gospodarczych, często w skali ogólnopolskiej, a nawet szerszej. Kontrola mojego orzecznictwa w tym zakresie sprawowana przez Sąd Apelacyjny w Warszawie i Sąd Najwyższy z reguły wypadała pozytywnie dla rozstrzygnięć, które wydawałem. Wydaje mi się zatem, że mam podstawy sądzić, że nawet na tak wymagającym stanowisku, jakim jest stanowisko sędziego NSA, nie przyniosę ujmy, a mogę coś pożytecznego wnieść do pracy tego sądu.

Trudne pytanie. Dziś termin oczekiwania to dwa lata. Czy będąc wewnątrz NSA można mieć realny wpływ na tempo prac?

Ł.P. Jak w każdym sądzie tzw. sędzia liniowy może mieć realny i bezpośredni wpływ na tempo rozpoznawania spraw w swoim referacie czyli w sprawach, które zostały mu powierzone do rozpoznania. Są jednak dostępne rozwiązania organizacyjne poprawiające pracę poszczególnych odcinków pracy sądu (tu izb i wydziałów) oraz pracę sądu jako całości. Te są w rękach sędziów funkcyjnych: prezesa i wiceprezesów NSA, prezesów Izb czy przewodniczących wydziałów. Czy ze wszystkich właściwie się korzysta nie jestem w stanie ocenić, zbyt mało wiem nie będąc częścią tej struktury, a wziąć przecież trzeba pod uwagę trudności związane choćby z COVID-19, na które przecież na bieżąco zarządzający danymi odcinkami muszą reagować. Oczywiście bardzo wiele, być może nawet najwięcej, zależy od ustawodawcy, który choćby operując w obszarze kognicji może znacząco zmienić liczbę wpływających spraw do NSA. Tak czy inaczej z całą pewnością na powierzonym mi odcinku (jeżeli oczywiście zostałbym sędzią NSA) zrobię wszystko by strony jak najkrócej oczekiwały na rozstrzygnięcie, także służąc radą decydentom, a mam przecież sporo doświadczeń związanych zarówno z zarządzaniem sądownictwem powszechnym, jak i legislacją.

Nie obawia się Pan reakcji zarówno politycznych jak i samego środowiska sędziowskiego, zwłaszcza pozamerytorycznych uwag pod swoim adresem.

Ł.P. Nie obawiam się bo generalnie mało czego się obawiam. Podejmując się swego czasu dzieła reformy sądownictwa zdawałem sobie sprawę, że bardzo wielu potężnym osobom i środowiskom się narażę i zechcą mnie zniszczyć pod dowolnym pretekstem. Uderzyć we mnie spreparowaną aferą hejterską i pozbawić stanowiska w rządzie im się udało ale ja nadal (o zgrozo dla niektórych) żyję i normalnie funkcjonuję, także zawodowo. Jestem (podobno całkiem niezłym ale to już inni niech oceniają) sędzią i nadszedł czas na podejmowanie nowych wyzwań. Funkcjonowałem zarówno w sądownictwie, jak i w polityce. I tu, i tu mam wielu przyjaciół ale i wrogów. Ci ostatni, po upublicznieniu informacji o moim kandydowaniu, rozpoczęli swoje zwykłe hejterskie działania w mediach. Patrzę na to z dystansem, ich słowa świadczą o nich, nie o mnie.

Co według Pana wymaga reformy w sądownictwie administracyjnym? Jest to gałąź sądownictwa która do tej pory była na uboczu reformy sądownictwa. Czy słusznie?

Ł.P. Nic co ludzkie nie jest doskonałe, także sądownictwo, nie wyłączając tego administracyjnego. Mam pewne przemyślenia także i z tym pionem związane ale nie mam jeszcze na tyle wiedzy i pewności co do trafności spostrzeżeń by się nimi dzielić publicznie. Z pewnością sądownictwu administracyjnemu dotychczas poświęcano zbyt mało uwagi, a wynika to z przyczyn, o których wcześniej mówiłem oraz nazwałbym to brakiem „gospodarza” w rządzie. Otóż w przeciwieństwie do sądownictwa powszechnego i wojskowego, nad którymi nadzór administracyjny sprawuje Minister Sprawiedliwości i które to piony znajdują się w dziale administracji rządowej „sprawiedliwość”, za który odpowiada MS, Sąd Najwyższy i właśnie sądy administracyjne nie mają w rządzie ministra, który odpowiada politycznie za ich funkcjonowanie. Ma to oczywiście swoje dobre i złe strony ale z pewnością powoduje naturalnie mniejsze zainteresowanie podmiotów wyposażonych w inicjatywę legislacyjną jego funkcjonowaniem. To jednak jest trudność, którą należy i można pokonać, jak już przecież zrobiono w wypadku Sądu Najwyższego. Nie do przecenienia jest tu również rola Prezydenta RP, który może inicjować pożądane zmiany w tym obszarze.

Gdy obserwuje Pan ostatnie ataki medialne na siebie, do jakich wniosków [co do motywów tychże ataków] dochodzi Pan? To Państwa merytoryczność jest powodem tego, że niektórym nie w smak rozwój pańskiej kariery? Czy nie obawia się Pan, że pańska kandydatura będzie przedstawiana jako próba „zawładnięcia przez Dobrą Zmianę kolejną instytucją wymiaru sprawiedliwości”?

Ł.P. Jak już wspomniałem ataki medialne nie robią na mnie większego wrażenia. Jeżeli już mi przeszkadzają to dlatego, że powodują dyskomfort u moich bliskich, w tym czwórki małoletnich dzieci ale na szczęście ludzie którzy mnie dobrze znają są w stanie ocenić co jest prawdą, a co nie. W środowisku sędziowskim zawsze znajdą się chętni, często moje byłe koleżanki i koledzy, by się na mój temat wypowiedzieć. Nie odmawiam im tego prawa ale zwracam uwagę na motywacje. Najczęściej występuje motywacja światopoglądowa. Wystarczy spojrzeć na ich profile w sieciach społecznościowych by zobaczyć jak np. po czwartkowym wyroku TK dotyczącym dopuszczalności aborcji eugenicznej zaroiły się one od kojarzących się z nazizmem błyskawic czy innych emblematów charakterystycznych dla zwolenników aborcji. To sędziowie o poglądach niekiedy mocno lewicowych czy ultraliberalnych, którym w głowie się nie mieści, że może służbę sędziowską pełnić osoba o poglądach konserwatywnych, a tym bardziej wspomagać swoją wiedzą i doświadczeniem sędziowskim władzę wykonawczą w ramach legalnej delegacji do Ministerstwa Sprawiedliwości, jak to było moim udziałem. Zresztą rozmawialiśmy o tym całkiem niedawno. Wśród moich krytyków są też i tacy, którzy liczyli na błyskawiczny rozwój swoich karier zawodowych nie dzięki swoim przewagom intelektualnym i orzeczniczym ale powiązaniom z politykami sprawującymi władzę do 2015 r. Aktualnie nie startują oni w konkursach na wyższe stanowiska sędziowskie lub startują bez skutku, a frustracja znajduje ujście w krytyce wszystkich i wszystkiego. Po prostu nie są sobie w stanie wyobrazić, że można awansować uczciwie i dlatego obrzucają błotem Krajową Radę Sądownictwa czy kandydatów, którzy w konkursach na stanowiska sędziowskie są przez nią wybierani. Nie obawiam się zatem zarzutu, że poprzez start w normalnej procedurze konkursowej uczestniczę w jakimś zawłaszczeniu przez „dobrą zmianę” sądownictwa administracyjnego bowiem to tylko demagogiczne hasła mające na celu odstraszyć od konkursu kandydatów innych niż Ci, którzy przez lata byli forowani. Nie od dzisiaj wiadomo, że tym wszystkim sądowym krzykaczom od konstytucji (od kilku dni jakby ciszej u nich z konstytucją gdy okazało się, że chroni ona życie nienarodzonych) chodzi tylko o to by było jak było bo wtedy było im lepiej. Wtedy posiedzenia KRS nie były transmitowane więc nikt poza samymi zainteresowanymi nie widział jak wygląda proces awansowy w sądownictwie, a sędziów którzy próbowali zwracać uwagę na systemowe nieprawidłowości uciszano za pomocą sankcji dyscyplinarnych co w tym miesiącu słusznie Polsce wytknął Europejski Trybunał Praw Człowieka w sprawie ze skargi sędziego Guza. Widzę nadto jak po ponad roku od wybuchu tzw. afery hejterskiej wciąż określone media polskojęzyczne starają się, mimo całkowitego braku zainteresowania opinii publicznej, odgrzewać ją publikując po raz enty te same „rewelacje”. Skoro temat jest medialnie wyeksploatowany i jako taki nie sprzedaje się, jest oczywiste, że ktoś płaci za te działania mające na celu dyskredytację mnie i innych zwolenników reformy sądownictwa. Skoro tak jest, to pewnie i tę okazję wykorzysta do medialnego ataku na mnie. Nie zraża mnie to jednak i robię swoje. Jak to mówią: „psy szczekają, karawana idzie dalej.”

Exit mobile version