Alchemia Odry
Miała być rtęć, a jest złoto. W Odrze, niczym w retorcie alchemika, dokonała się – ciekawe, za sprawą jakiego kamienia filozoficznego? – cudowna przemiana zupełnie nieszlachetnego acz śmiercionośnego pierwiastka o wdzięcznej, łacińskiej nazwie Hydrargyrum, w bardzo szlachetne i o jeszcze wdzięczniejszej nazwie Aurum, czyli złoto. Rzecz jasna pojawiło się ono nie w formie kruszcu, ale w postaci tzw. złotych alg.
No cóż, choć ta „przemiana” jest ze wszech miar korzystna, bo zdejmuje odium z Odry, jako rzeki zatrutej na dziesięciolecia, to po wiadomej, „totalnej” scenie polityki wcale nie wybudza zachwytu. Wręcz przeciwnie, można odnieść wrażenie, że jest wielkie rozczarowanie, iż Odra nie jest jednak pełnym rtęci trującym ściekiem. Co rzeczywiście byłoby dramatem, więc teraz będzie trochę poważniej.
Śmiercionośna rtęć
Ponieważ w przestrzeni publicznej pojawiło się wiele nieporozumień na temat rtęci w Odrze, warto nieco uporządkować temat.
Przede wszystkim nie chodziło o zanieczyszczenie Odry rtęcią w jej postaci metalicznej, którą znamy choćby z tego, że nie raz zapewne potłukł nam się kiedyś rtęciowy termometr i kulek tego półpłynnego metalu szukało się po całej podłodze. Nie chodziło też o zanieczyszczenie rzeki stopami rtęci z innymi metalami, czyli amalgamatami, jak choćby tym znanym ze stomatologii, a służącym do uzupełnienia próchniczych ubytków w zębach amalgamatem stomatologicznym, który zresztą też jest przedmiotem tzw. wojny amalgamatowej w medycynie.
Ale, wracając do rtęci w Odrze, na której pewnie jeszcze niejeden polityk będzie chciał wypłynąć i na tej fali dostać się do parlamentu w przyszłorocznych wyborach, rtęć, jaka mogłaby znajdować się w rzece, najprawdopodobniej byłaby w postaci rozpuszczalnych w wodzie soli rtęci.
I tu, w związku ze słowem „sól”, także pojawiło się zamieszanie, świadczące zresztą o brakach w podstawowej wiedzy chemicznej na poziomie szkoły podstawowej. Nazwisk z litości nie przytoczę, ale w mediach społecznościowych przewaliła się cała dyskusja na temat „soli w Odrze”, przy czym co niektórzy pomyśleli, a nawet napisali!, że chodzi o sól kuchenną, zapominając, a może nigdy nie mając tej wiedzy, że sól to jest rodzaj związku chemicznego składającego z jonu metalu i reszty kwasowej i np. taka sól kuchenna jest po prostu chlorkiem sodu.
Wracając do Odry i rtęci, to gdyby połączyć hasła „sól” i „rtęć”, to w badaniach laboratoryjnych powinny wyjść rzeczone (nomen omen) rozpuszczalne w wodzie i trujące dla wielu zwierząt i człowieka sole rtęci np. azotan rtęci.
Jeśli chodzi o człowieka, to co prawda już Paracelsus, szesnastowieczny medyk, dodam, że niezwykle ekstrawagancki, mawiał: wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, to tyko kwestia dawki, to w przypadku rtęci rozpiętość pomiędzy tzw. dawką bezpieczną a szkodliwą jest niewielka, w dodatku liczona w mikrogramach. I tak np. w 2004 r. połączony Komitet Ekspertów ds. Dodatków do Żywności FAO/WHO ustalił, że bezpieczna dawką rtęci spożywanej przewlekle w pożywieniu wynosi 1,6 µg na kg masy ciała na tydzień. I teraz konia z rzędem temu, kto robi tygodniowy bilans spożytej w produktach rtęci i zastanawia się, czy tę dawkę już przekroczył czy nie. Dlatego w przypadku rtęci, z medycznego punktu widzenia, w zasadzie jakakolwiek jej obecność w wodzie, pożywieniu itd. powinna budzić niepokój, gdyż rtęć jest dla organizmów żywych niezwykle wrednym pierwiastkiem – nie tylko truje „na ostro”, ale kumuluje się i prowadzi do przewlekłych zniszczeń w organizmach.
Ponieważ nie jestem biologiem środowiskowym a lekarzem, w kontekście szkodliwości rtęci skupię się na człowieku, który, można powiedzieć, jest na końcu łańcucha pokarmowego i wszystko zeżre.
Generalnie toksyczność rtęci wynika przede wszystkim z tego, że niszczy ona błony komórkowe i zaburza działania enzymów w różnych tkankach. Jeśli organizm narażony jest na opary rtęci, to odkłada się ona w tkance nerwowej, w tym w mózgu, i to ją uszkadza w pierwszym rzędzie. Jeśli natomiast organizm narażony jest na rozpuszczalne w wodzie nieorganiczne sole rtęci, to kumuluje się ona najpierw w nerkach i to one w pierwszym rzędzie ulegają uszkodzeniu.
Oczywiście objawy zatrucia rtęcią będą zależały od dawki, drogi wchłonięcia (np. czy przez przewód pokarmowy czy układ oddechowy) oraz od czasu narażenia. Tzw. ostre zatrucie rtęcią najczęściej dotyczy nieorganicznych związków rtęci, np. sublimatu czyli chlorku rtęci, którego śmiertelna dawka przy podaniu doustnym wynosi ok. 0,5 grama.
Objawy ostrego zatrucia to m.in. niepokój, drżenia mięśniowe, drgawki, gwałtowne wymioty i krwista biegunka, spadek ciśnienia krwi, tachykardia, krótkotrwałe zwiększone oddawanie moczu, co prowadzi do odwodnienia, a następnie bezmocz, w wyniku uszkodzenia nerek.
Inaczej manifestuje się zatrucie przewlekłe, którego pierwszym objawem może być uszkodzenie nerek, o czym mogą świadczyć obrzęki, oraz objawy ze strony układu nerwowego, jak: bóle głowy, drżenia, bezsenność, zaburzenia mowy, rozdrażnienie, nastrój depresyjny.
Ten zestaw objawów wcale nie ułatwia rozpoznania przewlekłego zatrucia rtęcią, gdyż występuje w wielu innych chorobach. Na właściwe rozpoznanie może naprowadzić występowanie symptomów ze strony jamy ustnej, tj. rozchwianie zębów i stan zapalny dziąseł z niebiesko-fioletowym rąbkiem rtęciowym na dziąsłach. Warto też zajrzeć w oczy, gdyż zatrucie rtęcią może czasem objawiać się powstaniem złogów siarczku rtęci w soczewce oka, widocznych jako rąbek o brązowym kolorze.
Dobra informacja jest taka, że o ile nas rtęć od razu nie zabije, to jej usuwanie z organizmu następuje w sposób naturalny z moczem i kałem, ale zła też jest: mianowicie oczyszczanie jest procesem długotrwałym, nawet wielomiesięcznym, i naturalne mechanizmy mogą nie być wystarczające.
Złote algi, czyli nie wszystko złoto, co się świeci
Po drugiej stronie naszego alchemicznego równania mamy tzw. złote algi, które miały być przyczyną zatrucia Odry. Złote algi, wodne roślinki o całkiem ładnej łacińskiej nazwie Prymnesium parvum, to glon rozwijający się – uwaga! – w słonawej wodzie np. w Bałtyku. Co ciekawe jednak, coraz częściej znajduje się je w wielu słodkich wodach w całej Europie.
Jego inwazyjność nie jest stała. Prymnesium może sobie żyć w morzu lub rzece miesiącami i nie powodować żadnych szkód. No, ale gdy przyjdzie czas tzw. zakwitu, to może być krucho, przy czym rozmiar negatywnych skutków, aż do katastrofy ekologicznej włącznie, zależy od kilku czynników towarzyszących.
Mianowicie czynniki sprzyjające zatruciu wody przy kwitnieniu alg to wysoka temperatura, zasolenie, wysokie pH, obecność zanieczyszczeń przemysłowych. I tu ważna uwaga: co do zasady, w czystej, naturalnych akwenach złote algi nie byłyby groźne. W takich wodach bowiem wszystko jest w równowadze i organizmy dają sobie radę same. Można więc powiedzieć, że to, iż złote algi stają się dla organizmów wodnych groźne, jest wskaźnikiem antropogenicznego zanieczyszczenia wód, prowadzących do niekorzystnej zmiany jej właściwości fizyko-chemicznych.
A dlaczego w tych okolicznościach algi zabijają rzekę? Mianowicie glon ten produkuje tzw. prymnezynę, która jest zabójcza dla organizmów wodnych oddychających skrzelami np. ryb. Toksyna ta zmienia przepuszczalność błon komórkowych i uszkadza skrzela, które zaczynają krwawić.
Ryby zachowują się wówczas tak, jakby w wodzie brakowało tlenu – wypływają na powierzchnię lub odpoczywają na płyciznach. Jeśli pymnezyna występuje w dużych ilościach, to może wywoływać masowy pomór ryb, jak w przypadku Odry, ale…, bo pojawia się małe „ale”.
Mianowicie, aby do tego doszło, woda w Odrze powinna ulec zasoleniu, bo to ono jest tym niezwykle ważnym czynnikiem dla rozwoju złotych alg. I to jest jeden z tropów. Mianowicie, zasolenie Odry mogło być następstwem dostania się do niej zasolonych, czyli – dla uściślenia – zawierających różne związki soli wód pokopalnianych z przemysłu wydobywczego. Na razie jednak ten trop zostawię, bo może mnie wyprowadzić na manowce.
A czy prymnezyna, tak szkodliwa dla ryb, jest w jakiś sposób szkodliwa dla ludzi? Dokładnie nie wiadomo, gdyż brak jest wiarygodnych badań na ten temat. Ponieważ jednak pomór ryb może powodować wtórne zmiany wynikające ze skażenia rozkładającymi się organizmami, lepiej kontakt z taką wodą zdecydowanie ograniczyć. I tu pewną wskazówką, czy w danej wodzie są złote algi, jest jej wygląd: o zakwicie tych glonów może świadczyć złotawy, brązowawy z miedzianym odcieniem kolor wody oraz biała piana.
A swoją drogę, to ciekawe, jak długo jeszcze politycy będą bić pianę „o Odrę”, zamiast domagać się od stosownych służb rzetelnego wyjaśnienia przyczyn, tej – jakby nie było – katastrofy ekologicznej, choć nie o takich rozmiarach, jak wieszczyli ci, co wiedzieli w niej rtęć.
A tak na marginesie, to sądzę, że alchemia Odry jeszcze nie jeden raz nas zaskoczy, a jej skutki wielu odczuje przy urnie. Wyborczej, oczywiście.