ZycieStolicy.com.pl

„Afera Rolanda”, czyli francuska broń dla dyktatora

Jeśli nic nie ulegnie zmianie, to będę klecił felietony dla Państwa jeszcze może z miesiąc, a później zniknę na jakiś czas. Proszę się nie martwić. Nic poważnego się nie dzieje. Ponieważ łatwiej wycisnąć wodę z kamiennego wielbłąda, przeciskanego przez ucho igielne, niż godziwą gażę z moich pryncypałów, toteż postanowiłem poszukać innych źródeł finansowania! Mam do moich Czytelników bezgraniczne zaufanie, więc w największym sekrecie zdradzę, iż wpadłem na pomysł genialny. Otóż, postanowiłem wygrać wyśmienicie płatny turniej tenisowy! Szybki, dobry, pewny pieniądz, prawda? W przyszłym tygodniu pojadę do sklepu.

Kupię takie krótkie portki oraz specjalną koszulkę, następnie w obuwniczym nabędę jakieś trampki i jestem prawie gotów. Prawie, bo zostanie mi jeszcze sprawunek rakiety tenisowej. Jednak są one potwornie drogie, zatem poszukam czegoś w komisie. Później sprawa jest już banalnie prosta, gdyż zostanie trochę potrenować odbijanie piłeczki. Wyjazd na imprezę, kilka szybkich zwycięstw i zainkasowanie czeku na okrągłą sumkę! Pieniądze są mi potrzebne już, teraz i natychmiast, więc postanowiłem wziąć udział w najbliższej rywalizacji jaką jest French Open. Impreza ta rozgrywana jest na paryskich kortach imienia Rolanda Garosa.

Upssss, halo Paryż! Halo Berlin! Mamy problem!

Roland Garos chyba w tenisa nie grał, jednak był francuskim pilotem myśliwskim. Z urzędu chłop musiał nienawidzić wszelakiej maści akcesoriów do zwalczania statków powietrznych. Historia kocha płatać figle. Gdy w roku 2003, polscy żołnierze znaleźli w Iraku francusko-niemieckie rakiety przeciwlotnicze „Roland”, to musiał się zdumieć nasz Pan Garos niepomiernie gdzieś w niebiesiech. Zdumieli się także dowódcy koalicji antysaddamowskiej gdyż na sprzęcie widniała jak wół data: „2003 rok”! Cały świat zadał sobie pytanie – co robi wojskowy sprzęt znad Loary, w ogarniętej wojną Babilonii?

Wszak dawna Sumeria od dawna była obłożona embargiem na handel bronią? Czyżby jeden z krajów NATO potajemnie złamał sankcje? Sytuacja była prosta niczym koszarowe życie, które, w przeciwieństwie do tego cywilnego, zna jedynie dwa stany skupienia. „Tertium non datur!” Polacy znaleźli śmiercionośne żelastwo, więc sarmackim obyczajem – z podniesioną przyłbicą – stanęli w świetle kamer i przekazali wieść hiobową światu. No ale polityka to nie wojsko i szybko okazało się, iż zostali wciągnięci w jakaś rozgrywkę przypominającą politycznego tenisa.

Rolandy? Jakie Rolandy?

Politycznego tenisa przegraliśmy z kretesem gdy frankoński minister obrony na nas warknął. Wykluczył możliwość autoryzowania przez Francję jakiejkolwiek dostawy rakiet do Iraku, w ostatnim dziesięcioleciu. W sukurs przyszedł mu prezydent Jacques Chirac. Potwierdzając jego słowa dodał od siebie, iż „Rolandy” nie są produkowane od półtorej dekady. Co prawda w październiku 2003 r., w czasie gdy rozgrywała się opisywana akcja, prezydent Ronald Wilson Reagan zmagał się już ze straszliwą chorobą Alzheimera. Pytanie go o komentarz w przedmiotowej sprawie byłoby przynajmniej nietaktem, ale oddałbym wówczas wiele za możliwość spotkania z emerytowanym oficerem Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych, pułkownikiem Oliverem Laurencem Northem, i zagajenia, kto i kiedy oficjalnie autoryzował sprzedaż broni do Iranu w roku 1986?

Jestem święcie przekonany, że „Ollie” North ze szczegółami opowiedziałby mi o całej transakcji. Wskazał nazwiska decydentów, przedstawił do wglądu starannie wykonaną dokumentację. Na koniec postawił ze dwa piwa, krwisty stek i orzeszki. Każdy przecież wie, że aferę Iran-Contras nakręcili Aborygeni do spółki z Papuasami. Handel bronią do złudzenia przypomina sprzedaż czosnku, a jeśli rakietami nie handlują babcie na ulicznych straganach to jedynie dlatego, że Straż Miejska może wlepić za takowy proceder stuzłotowy mandat. Przepraszam Państwa za powyższe szydercze słowa, ale nienawidzę, gdy typy umorusane w politycznym szlamie, usiłują zrobić ze mnie idiotę.

Operacja: „zrobić idiotę”

Idiotę zrobiono wtedy z płk. Eugeniusza Mleczaka, któremu dano najprawdopodobniej do zrozumienia, że najlepszym dla niego wyjściem, będzie złożenie wniosku o zwolnienie ze stanowiska rzecznika ministra Jerzego Szmajdzińskiego. Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Gen. Czesław Piatas, grzmiał na konferencji prasowej o pomyłce naszych saperów i wywiadowców, którzy rzekomo błędnie odczytali cechę namalowaną na zabójczym złomie.

Nawet publicznie zapowiedział wyciągnięcie surowych konsekwencji wobec winnych. Nie wiem czy jest coś bardziej obrzydliwego niż tak służalcza postawa naszych decydentów wobec umoczonych w ciemne sprawki nadsekwańskich politykierów. To co zrobił gen. Piątas jest dla mnie niewyrażalne. „Pierwszy Żołnierz Rzeczpospolitej” rzucił na medialne pożarcie swoich podwładnych – jakiegoś dowódcę patrolu, kompanii czy batalionu. Powstał tumult, rakiety podobno zostały zniszczone, protokoły destrukcji podpisano, zarchiwizowano i wszyscy, na czele z głównym lokatorem Pałacu Elizejskiego, dziwnie szybko zamilkli. Leszek Miller, Prezes Rady Ministrów, mógł odetchnąć z ulgą, gdy przestała się gniewnie marszczyć francuska brew.

Po co te sankcje, madame Merkel?

Francuska brew uniosła się zalotnie kilka dni temu lecz jedynie w kierunku Berlina. Głos dał Bruno Le Maire, minister finansów i gospodarki „kraju szampana”. Zażądał od Teutonów poluzowania obręczy, zakazującej sprzedaży broni do państw trzecich. Nie jest sprecyzowane o jaki obszar chodzi. W komunikatach prasowych często przewija się Arabia Saudyjska. Obecnie sekowana przez Niemców za udział w zabójstwie żurnalisty Jamala Khashoggiego. Nie wiem co wyniknie z tych nacisków, nie wiem czy Francuzi znajdą nowy rynek zbytu i nie wiem jak potoczą się rozmowy z Niemcami.

Nie o handlu bronią jest ten tekst. Ten tekst jest próbą zwrócenia Państwa uwagi, jak okrutna jest polityka zagraniczna i gospodarcza. Nie ma w niej żadnych sentymentów ani sojuszy, a jedynie bezwzględna walka o strefy wpływów. Nakręcanie medialnej histerii, produkowanie półprawd, szantaże i wywieranie presji są na porządku dziennym. Mam jedynie cichą nadzieję, że resorty Jacka Czaputowicza i Mariusza Błaszczaka wyciągnęły wnioski z przeszłości, uważnie śledzą bieżące wydarzenia i będą gotowe wejść w odpowiednim czasie do trudnej gry w politycznego tenisa.

Howgh!

Tȟašúŋke Witkó, 04 marca 2019 r.

Exit mobile version